Na miejsce wezwano policję. Jednak jak wyjaśniają pracownicy restauracji, w której doszło do ataku na kelnerkę, funkcjonariusze nie zbadali pary alkomatem, ani nie pobrali im krwi do badań.
Jak przekazali portalowi onet.pl przedstawiciele poznańskiej restauracji "Whiskey in the Jar", w ubiegły czwartek przyszła para, która "zamówiła po trzy kieliszki tequili" i jedzenie, a następnie wybrała się na krótkie zakupy. Kiedy wrócili zdaniem pracownika restauracji byli pod wpływem alkoholu. - Ich zachowanie wskazywało, że nie powinni już więcej pić - powiedzieli rozmówcy Onetu. Z tego powodu obsługa przekazała gościom, że dostaną wyłącznie jedzenie i napoje bezalkoholowe, to właśnie ta informacja miała zirytować parę.
- Najpierw dziewczyna radnego natarczywie domagała się wyjaśnień od kelnerek, dwóm zerwała plakietki i do tej pory ich nie oddała. Potem do akcji wkroczył pan radny. Chwycił za szyję jedną z kelnerek, napluł jej centralnie w twarz, co dla tej dziewczyny jest olbrzymim upokorzeniem - zrelacjonowali przedstawiciele restauracji.
Radny miał wykrzykiwać "wiecie, kim jestem?" oraz "jutro wszyscy jesteście zwolnieni". Pięciu ochroniarzy miało problem z powstrzymaniem agresywnego mężczyzny, radny miał się szarpać oraz gryźć nawet po zakuciu go w kajdanki.
Onet.pl skontaktował się z rzecznikiem wielkopolskiej policji, Andrzejem Borowiakiem, który potwierdził, że wpłynęło zawiadomienie w sprawie ataku na kelnerkę. Teraz policjanci przesłuchają świadków zdarzenia, jednak radnemu nie postawiono zarzutów. Rzecznik potwierdził także, że para nie została zbadana alkomatem, ponieważ jak wyjaśnił, awantura w restauracji nie jest podstawą do przeprowadzenia badania.
Portal poprosił o komentarz w tej sprawie również Krzysztofa Sroczyńskiego - radnego z Rady Osiedla Stare Miasto oraz pracownika Urzędu Marszałkowskiego. - Byliśmy spokojni i trzeźwi, wypiliśmy jedynie po kieliszku tequili do steków - zapewnił Sroczyński. Jego zdaniem to przez kelnerkę doszło do sprzeczki między nią a dziewczyną radnego. - Moja dziewczyna w nerwach faktycznie zerwała jej plakietkę, by wiedzieć, z kim rozmawiała. Chciała poskarżyć się przełożonym kelnerki - wyjaśnił radny. Po chwili ochroniarze mieli "rzucić się" na radnego i go skuć.
Pracownik urzędu przekazała także, że odniósł poważne obrażenia: ma pękniętą kość twarzoczaszki oraz wstrząśnienie mózgu. - Nie podaruję tego obsłudze lokalu, czułem się, jak na Białorusi. Złożyłem na nich zawiadomienie - dodał.