Jak koncerny tytoniowe rozgrywają Polaków © East News

Palenie głupa. Jak koncerny tytoniowe rozgrywają Polaków

To opowieść o tym, jak dwa globalne koncerny tytoniowe rozgrywają Polskę. Zaskakujący styk biznesu z polityką, budzący wątpliwości lobbing, wszystko okraszone słowami o najwyższych standardach i rzekomą troską o zdrowie Polaków.

  • W środku pandemii Ministerstwo Finansów wprowadziło zmiany w prawie, dzięki którym potężne międzynarodowe koncerny tytoniowe zostały zwolnione z akcyzy za część swoich produktów.
  • Projekt zmian ogłoszono w niedzielę 28 czerwca, w dniu wyborów prezydenckich. Niecałe dwa dni później, po zastanawiająco ekspresowych konsultacjach, minister podpisał rozporządzenie.
  • We wspieranie koncernów zaangażowali się byli politycy i urzędnicy.

Szymon Jadczak, Patryk Słowik

Ponad 140 mln zł podarowane gigantycznym korporacjom przez polski rząd pod pretekstem wspierania małych i średnich przedsiębiorstw, wiceminister sprawiedliwości proponujący zmianę podatkową niekorzystną dla jednej z firm, tuzin byłych polityków i urzędników wysokiego szczebla pracujących dla koncernów. Tak w jednym zdaniu wygląda tytoniowa rzeczywistość w Polsce.

Papierosy się kończą

8 milionów Polaków pali tytoń. Oznacza to, że dymek towarzyszy 24 proc. mężczyzn oraz 18 proc. kobiet. 70 proc. palących chce rzucić. Zarazem 95 proc. osób, które skończyć z nałogiem próbuje, przegrywa (statystyki za: ekspercką konferencją naukową zorganizowaną w listopadzie 2019 r. z okazji Światowego Dnia Rzucania Palenia).

Jednocześnie tradycyjne papierosy z roku na rok stają się coraz mniej modne. Koncerny tytoniowe o tym wiedzą. Philip Morris International (PMI), druga największa korporacja tytoniowa na świecie (na pierwszym miejscu jest China National Tobacco Corp., które działa głównie na rynku chińskim), wskazuje wprost: dążymy do tego, żeby nie sprzedawać papierosów w ogóle ("Chcemy, aby w przyszłości firma PMI stała się znana z tego, że zastąpiła papierosy nowymi przełomowymi produktami" - wskazuje gigant w swym manifeście dostępnym na stronie internetowej PMI).

Przyszłość - zdaniem PMI - należy do tzw. wyrobów nowatorskich, w tym przede wszystkim podgrzewaczy tytoniu. Najbardziej znany produkt producenta, IQOS, ma być idealnym rozwiązaniem dla tych, którzy nie potrafią zerwać z nałogiem, a zarazem chcą zadbać o zdrowie. Jak bowiem przekonuje PMI, IQOS jest o wiele mniej szkodliwy od zwykłego papierosa. A firmy tytoniowe – jak wskazują analitycy rynku - chcą przeobrazić się w firmy farmaceutyczne. Te dążenia opisywał m.in. Reuters w 2017 r., głównie w kontekście PMI.

Nie próżnuje też British American Tobacco (BAT), trzeci gracz na światowym rynku. On z kolei, przynajmniej w Polsce, postanowił skupić się na e-papierosach.

Sytuacja w Polsce, w lipcu 2021 r., wygląda więc następująco: nadal rynek papierosów jest ogromny. Z miesiąca na miesiąc jednak maleje na rzecz podgrzewaczy tytoniu oraz e-papierosów. Philip Morris oraz British American Tobacco, których udziały na rodzimym rynku tytoniowym wynoszą ok. 60 proc., przekonują, że palenie tradycyjnych papierosów jest szkodliwe. Ale jeśli już musisz palić, to powinieneś przerzucić się na nowoczesny produkt, znacznie mniej szkodliwy. Na którym - tego już firmy nie dopowiadają - producenci są w stanie zarobić więcej niż na sprzedaży zwyczajnej paczki papierosów. W tle zaś prowadzona jest wojna o zasady opodatkowania tychże produktów. Rodzimy ustawodawca podchodzi liberalnie do akcyzy na wyroby nowatorskie, która jest jedną z najniższych w Europie. PMI uważa, że to dobrze, bo dzięki temu można przekonać ludzi do mniej szkodliwych produktów tytoniowych. BAT przekonuje, że źle, bo w ten sposób zaburzona jest konkurencja na rynku.

8 milionów Polaków pali tytoń
8 milionów Polaków pali tytoń © East News | ANDRZEJ WAWOK/REPORTER

Nie wszyscy żyją wyborami

28 czerwca 2020 r. Tego dnia media żyją w zasadzie jednym tematem: wyborami prezydenckimi. Trwa właśnie pierwsza tura, Polacy szturmują wyborcze urny, dziennikarze to relacjonują. Gdzieniegdzie pojawiają się wzmianki o tym, że koronawirus jest już w odwrocie, więc nie ma czego się bać.

Ministerstwo Finansów jednak nie wpada w wyborczy szał. W niedzielę na stronach Rządowego Centrum Legislacji opublikowany zostaje projekt rozporządzenia ministra finansów w sprawie zaniechania poboru podatku akcyzowego od płynu do papierosów elektronicznych i wyrobów nowatorskich. W największym skrócie i uproszczeniu chodzi o to, by branża tytoniowa mogła złapać oddech w trudnym czasie pandemii.

Przez wiele miesięcy do resortu finansów przychodzili bowiem przedstawiciele małych firm zajmujących się produkcją i sprzedażą e-papierosów i przekonywali, że w świecie z pozamykanymi galeriami handlowymi potracili oni większość swoich dochodów. W marcu 2020 r. do Ministerstwa Rozwoju wpłynął podpisany przez 71 firm apel o to, by wspomóc ich działalność, jako że chodzi o małe i średnie polskie przedsiębiorstwa, m.in. poprzez utrzymanie zerowej akcyzy na płyny do papierosów elektronicznych. Na marginesie, jako 71. na liście podpisana jest firma należąca do BAT - CHIC, na polskie realia gigant na rynku e-papierosów. Osobą podpisaną pod listem do ówczesnej minister rozwoju Jadwigi Emilewicz jako osoba do kontaktu jest Tomasz Barys, prawnik od 12 lat pracujący dla British American Tobacco.

Ministerstwo Finansów kilka miesięcy później uznaje, że do apelu się przychyli. A nawet idzie dalej, bo postanawia nie pobierać podatku nie tylko od płynu do e-papierosów, lecz także od wyrobów nowatorskich, czyli podgrzewaczy tytoniu. Tych zaś nie produkują nieduże polskie firmy, lecz dwa największe koncerny tytoniowe. Projekt rozporządzenia zakłada, że przedsiębiorcy nie będą musieli płacić akcyzy za czas od 1 lipca 2020 r. do 30 września 2020 r. Jako uzasadnienie podaje się potrzebę wsparcia małych i średnich przedsiębiorstw. Szacowany koszt dla Skarbu Państwa? 170 mln zł. Szkopuł w tym, że małe i średnie firmy oszczędzają na tym niespełna 30 mln zł. Cała reszta może zostać w kieszeni dwóch gigantów: PMI i BAT. Ci bowiem mają 100 proc. udziałów na rynku podgrzewaczy tytoniu oraz ponad 50 proc. na rynku e-papierosów.

Jedni nic nie wiedzą, drudzy zwalają na konkurencję

Obie firmy w rozmowach z nami przekonują, że nie zabiegały o taki kształt rozporządzenia. W Philip Morris mówią nam, że największym beneficjentem jest BAT, który dominuje na rynku e-papierosów. Gdy pytamy, ile wskutek wejścia w życie rozporządzenia zostało w kieszeni PMI, słyszymy, że firma nie dokonywała takich obliczeń. Mówiąc prościej, w dużej korporacji ponoć nie policzono, ile milionów złotych zostanie na firmowych rachunkach wskutek wejścia w życie nowych przepisów.

BAT z kolei przekonuje, że rzeczywiście na rozporządzeniu zyskali giganci. Ale wśród nich najlepiej na tym wyszedł Philip Morris.

- Zaniechanie poboru akcyzy było dla nas zaskoczeniem. Miało pomóc małym i średnim polskim producentom płynów do e-papierosów, ale prawdziwym beneficjentem tej operacji okazali się producenci podgrzewaczy tytoniu - przekonuje Joanna Trzaska-Wieczorek, rzeczniczka prasowa BAT, dawniej rzeczniczka prasowa m.in. prezydenta Bronisława Komorowskiego. I dodaje, że łatwo policzyć, opierając się na oficjalnych danych Ministerstwa Finansów, że to właśnie potężny rynek wyrobów nowatorskich zyskał dodatkowo ok. 145 mln złotych spośród 170 mln zł, które oszacowano jako stratę do budżetu. Trzaska-Wieczorek dochodzi do wspomnianych 145 mln zł w ten sposób: Ministerstwo Finansów szacuje, że z akcyzy od płynu do e-papierosów w Polsce można pobrać 100 mln złotych rocznie, czyli 25 milionów złotych kwartalnie. Skoro zaś rozporządzenie "wyceniono" na 170 mln zł, to ok. 145 mln zł stanowi ubytek wynikający z braku poboru akcyzy na wyroby nowatorskie.

- W okresie od lipca do września ubiegłego roku, na który przypada zaniechanie poboru akcyzy na kategorię wyrobów nowatorskich, udział rynkowy BAT w tym segmencie wynosił około 2-3 proc. Producentów podgrzewaczy tytoniu na polskim rynku działa dwóch. Łatwo więc policzyć, że Philip Morris odpowiada za 97-98 proc. udziałów - przekonuje Trzaska-Wieczorek.

Dla jasności: PMI całkowicie się z tymi wyliczeniami nie zgadza. Uważa, że rynek e-papierosów jest znacząco niedoszacowany (nawet o kilkadziesiąt procent) przez ministerstwo, przez co o wiele więcej pieniędzy zostało w BAT, a nie w Philip Morrisie.

Jak do tego doszło? Nikt nie wie

To, w czym obaj producenci się zgadzają: gros oszczędności, zamiast służyć małym polskim firmom, pozostało na kontach największych koncernów. Przyznaje to w rozmowie z nami również jeden z wysoko postawionych urzędników w Ministerstwie Finansów.

- Źle to wyszło, a jeszcze gorzej wygląda – mówi.

Jan Sarnowski, wiceminister odpowiedzialny za politykę akcyzową, od dwóch miesięcy nie ma kwadransa na rozmowę z WP.

Z Sarnowskim chcieliśmy porozmawiać przede wszystkim o nadzwyczajnym trybie przyjęcia rozporządzenia. W niedzielę 28 czerwca 2020 r. na stronach Rządowego Centrum Legislacji opublikowano bowiem projekt zmian w prawie oznaczający dla budżetu stratę ponad 100 milionów złotych, a czas na jego zaopiniowanie wyznaczono do poniedziałku do godz. 12. Tempo było na tyle ekspresowe, że w konsultacjach publicznych wzięły udział zaledwie cztery podmioty: Federacja Przedsiębiorców Polskich, Krajowa Izba Gospodarcza, Polski Związek Plantatorów Tytoniu oraz Fundacja Republikańska.

Członkiem Federacji Przedsiębiorców Polskich jest Philip Morris. Koncern realizuje też szereg projektów wspólnie z Krajową Izbą Gospodarczą. Siedziba Polskiego Związku Plantatorów Tytoniu znajduje się 130 metrów od siedziby jednej ze spółek Philip Morrisa, sam związek zaś wielokrotnie przedstawiał publicznie stanowiska zbieżne z poglądami prezentowanymi przez PMI. Fundacja Republikańska z kolei wielokrotnie zajmowała stanowisko w sprawie opodatkowania wyrobów tytoniowych i współpracowała z koncernami tytoniowymi. Czy współpracuje teraz - nie wiemy, bo fundacja nie odpowiedziała na nasze pytania.

We wszystkich czterech opiniach jednoznacznie poparto projekt rozporządzenia. Trzy z nich - Federacji Przedsiębiorców Polskich, Krajowej Izby Gospodarczej i Polskiego Związku Plantatorów Tytoniu - są niemal identyczne. Różnią się jedynie podpisami, papierem firmowym oraz zmieniono formę gramatyczną pojedynczych słów.

- Przyznaję, że nasza opinia powstała poza naszą organizacją. Philip Morris, co najmniej pośrednio, miał na nią wpływ - mówi nam przedstawiciel jednego z podmiotów. "Co najmniej pośrednio" oznacza, że nasz rozmówca nie pamięta, czy opinia do przekazania ministerstwu przyszła bezpośrednio z koncernu, czy też została przekazana przez współpracujących z PMI prawników.

70 proc. palących chce rzucić
70 proc. palących chce rzucić © EAST NEWS | EAST NEWS

Spytaliśmy o tę kwestię PMI.

"Powszechnie przyjętą praktyką i standardem rynkowym jest to, że firmy prowadzą otwarty i merytoryczny dialog z różnymi środowiskami i organizacjami. Tyczy się to przede wszystkim tych organizacji, których statutowe zadania obejmują reprezentowanie stanowisk swoich firm członkowskich. Ich opinie są również standardowym elementem procesu stanowienia prawa w Polsce" - przekazało nam biuro prasowe koncernu.

Opinia Fundacji Republikańskiej stworzona została zaś w sobotę, czyli dzień przed opublikowaniem rozporządzenia. Tak widnieje w dokumencie, który prezes fundacji wysłał Ministerstwu Finansów. W jaki sposób fundacja dowiedziała się o tym, co znajdzie się w projekcie? Na to pytanie również nam nie odpowiedziała.

Swoją opinię do projektu rozporządzenia złożył także prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. A to dlatego, że Rządowe Centrum Legislacji w dokumencie stworzonym 29 czerwca 2020 r., czyli w dniu zakończenia konsultacji, podkreślało, że stanowisko prezesa UOKiK jest niezbędne. Stanowisko to rzeczywiście powstało, ale szef organu antymonopolowego nie zdążył go przedłożyć w ekstremalnie krótkim terminie. Nie było więc ono brane pod uwagę przez ministra finansów. Tymczasem prezes UOKiK ostrzegał przed zaniechaniem poboru akcyzy. Wskazywał, że resort finansów niedostatecznie to uzasadnił, przez co może podzielić przedsiębiorców na lepszych i gorszych, a pomoc może być niewłaściwie zaadresowana.

W poniedziałkowe popołudnie biuro prawne Ministerstwa Finansów przesłało jednak dokument do podpisu przez ministra. Tadeusz Kościński podpisał rozporządzenie we wtorek. Jeszcze tego samego dnia zostało ono opublikowane w Dzienniku Ustaw. Weszło w życie dzień później.

Philip Morris oraz British American Tobacco tym sposobem mogły zaoszczędzić nawet ponad 140 mln zł. W imię wspierania małych i średnich przedsiębiorców, którzy cierpią wskutek pandemii koronawirusa. Na podstawie konsultacji, które trwały od niedzieli do poniedziałkowego południa. Choć zgodnie z wytycznymi dostępnymi na stronie Rządowego Centrum Legislacji "nie można nazwać konsultacjami zbierania opinii w czasie krótszym niż 7 dni".

Przedstawiciele BAT uważają, że niecodzienny proces legislacyjny, który towarzyszył przyjęciu rozporządzenia, jednoznacznie pokazuje, komu na nim najbardziej zależało. I tym samym – kto najwięcej zyskał.

W Philip Morrisie usłyszeliśmy zaś najpierw, że firma nie miała pojęcia o nowym prawie i dowiedziała się o nim od dziennikarzy. A także, że projektu rozporządzenia nikt nie konsultował; że się pomyliliśmy. Po kilkudziesięciu minutach przedstawiciel koncernu przyznał jednak, że rzeczywiście błyskawiczne konsultacje się odbyły. O współpracy z trzema z czterech podmiotów, które wzięły w nich udział, jednak nigdy nie słyszał (przyznał, że Philip Morris jest członkiem Federacji Przedsiębiorców Polskich).

Walka o miliardy

Polski rynek tytoniu jest wart ponad 46 mld zł w skali roku. Oznacza to, że jesteśmy drugim największym rynkiem w Unii Europejskiej. Nadal za zdecydowaną większość sprzedaży - ponad 32 mld zł - odpowiadają tradycyjne papierosy. Ich udział jednak z roku na rok się zmniejsza. Za ok. 5 proc. rynku odpowiadają e-papierosy. Kolejne ok. 4 proc. to podgrzewacze tytoniu. Choć tu skoki są najbardziej widoczne. W największych polskich miastach już co dziesiąty palący nabywa tytoń do uprażenia w zgrabnie wyglądającym urządzeniu. Najczęściej IQOS, produkt PMI. Wielu twierdzi, że IQOS dla podgrzewaczy tytoniu jest tym, czym Adidas dla sportowych butów i Pampers dla pieluch.

Obłożenie podatkowe tradycyjnych papierosów jest gigantyczne i sięga 80 proc. ceny opakowania. Głównie z tego względu branża tytoniowa w 2019 r. odprowadziła do budżetu ponad 20 mld zł akcyzy.

Ustawodawca postanowił opodatkować również e-papierosy i wyroby nowatorskie (czyli właśnie podgrzewacze). Tyle że dość skromnie. Tak jak ze standardowej paczki papierosów z tytułu samej akcyzy wpływa ponad 9 zł do budżetu państwa, tak z paczki wkładów do podgrzewaczy niespełna 2 zł. Na płynie do e-papierosów państwo również nie zarabia majątku: niespełna 2 zł za ilość wystarczającą na dzień palenia.

Coraz głośniej mówi się więc o podniesieniu stawki akcyzy, przede wszystkim na wyroby nowatorskie. W zależności od tego, kto dokonuje szacunków, mówi się, że rokrocznie do państwowej sakiewki mogłoby trafiać od dodatkowych 300 mln zł do nawet 1,5 mld zł. Gra więc wydaje się warta świeczki.

Ale pojawiają się dwa kłopoty. Po pierwsze, czy podniesienie stawki nie spowoduje wzrostu cen wkładów do podgrzewaczy? Dziś kosztują one tyle co standardowa paczka papierosów. Jeśli uznamy, że to produkt mniej szkodliwy od tradycyjnych papierosów (co badanie to opinia, ale faktem jest, że amerykańska Agencja Żywności i Leków uznała, iż korzystanie z podgrzewaczy do tytoniu jest mniej szkodliwe niż palenie tradycyjnych papierosów), to nie powinno się do niego zniechęcać ludzi. Po drugie, dlaczego wówczas nie podnieść by akcyzy również na e-papierosy?

Właśnie o stawkę akcyzy toczy się najpoważniejsza gra pomiędzy dwoma największymi koncernami tytoniowymi i państwem. Philip Morris jest zdecydowanym przeciwnikiem podnoszenia podatku. BAT z kolei - jako firma, która na polskim rynku podgrzewaczy tytoniu okrutnie odstaje od konkurenta - robi wszystko, ażeby stawka akcyzy na wyroby nowatorskie wzrosła.

Minister od Ziobry wchodzi w tytoń

W grudniu 2020 r. w sprawę postanowił włączyć się Marcin Romanowski, wiceminister sprawiedliwości. Przy okazji prac nad techniczną nowelizacją ustawy o podatku akcyzowym postanowił zgłosić poprawkę, która wywracała do góry nogami sposób nakładania podatku na wyroby nowatorskie. W skrócie: od każdej paczki wkładów trzeba by zapłacić nie 2 zł, lecz prawie 5 zł. Poprawka nie została uwzględniona.

Dlaczego jednak w ogóle Romanowski, zajmujący się na co dzień zupełnie innymi sprawami, nijak niezwiązanymi z opodatkowaniem tytoniu, postanowił włączyć się w prace nad ustawą? Na nasze pytanie, skierowane za pośrednictwem biura prasowego Ministerstwa Sprawiedliwości, nie odpowiedział. Kilku naszych rozmówców zasugerowało, że istotna może być bliska znajomość Romanowskiego z Przemysławem Wiplerem, byłym posłem, a dziś doradcą ds. medialnych i PR. Wipler bowiem kilkukrotnie w ostatnich miesiącach zabierał głos w sprawie akcyzy. I zawsze jego stanowiska były zbieżne z interesem British American Tobacco. Sprawę zresztą opisywały już media, m.in. "Wprost" i "Gazeta Wyborcza".

Gdy się spotykamy z Wiplerem w biurze jego agencji "zarządzania ryzykiem regulacyjnym i reputacyjnym", wyluzowany, w limonkowej bluzie, opowiada o nieuczciwościach na rynku tytoniowym. Rzuca ogromem liczb, przytacza procenty, opowiada o postępowaniach wyjaśniających i karnych dotyczących korupcji, której mieli się dopuszczać menedżerowie PMI w różnych państwach. Gdy pytamy wprost, czy pracuje dla BAT, przyznaje, że pomaga koncernowi. Ale zarzeka się, że nie wykorzystywał swoich znajomości do tego, by wskutek jakiejkolwiek ministerialno-parlamentarnej wrzutki podnieść akcyzę na wyroby nowatorskie. Wipler przekonuje, że wierzy, iż politycy niebawem sami zrozumieją, że to jedyny słuszny kierunek.

Kto zaś jego zdaniem nie wierzy, że od tej drogi nie ma odwrotu, powinien sięgnąć do opracowań czołowych polskich naukowców. Są dostępne na wyciągnięcie ręki.

Profesor boi się cenzury

Jednym z tych naukowców jest prof. Witold Modzelewski, legenda prawa podatkowego. W ostatnich miesiącach jednym z głównych jego zainteresowań jest opodatkowanie podgrzewaczy do tytoniu. Modzelewski w swych tekstach przekonuje, że Polska potrzebuje jak najszybciej podniesienia akcyzy na wyroby nowatorskie. O podnoszeniu akcyzy na e-papierosy milczy. Czy Modzelewski współpracuje z BAT-em? Gdy go o to spytaliśmy mailowo, szybko odpisał, że odpowie na pytania "pod warunkiem jednoznacznej deklaracji, że jego wypowiedzi będą cytowane w wersji oryginalnej bez jakiejkolwiek cenzury".

"Przy okazji proszę odpowiedzieć na pytanie, czy przygotowywany przez Pana tekst powstaje w sposób całkowicie niezależny, bez bezpośredniego lub pośredniego wpływu producentów lub dostawców szeroko rozumianych wyrobów tytoniowych lub organizacji grupujących te podmioty? Pytanie to jest oczywiste, bo istotna część tekstów dziennikarskich na ten temat pisana jest w interesie jednego z dostawców tych wyrobów tzw. podgrzewaczy" - odpisał nam Modzelewski. Gdy zaznaczyliśmy, że nie planujemy cenzurować jego wypowiedzi, ale wolimy, gdy to dziennikarze zadają pytania, Modzelewski pozostał przy swoim stanowisku. Odpowiedzi więc nie poznaliśmy.

Innym z profesorów, który zajmuje się intensywnie kwestią podniesienia akcyzy na wyroby nowatorskie, jest prof. Artur Nowak-Far, były wiceminister spraw zagranicznych. I on nie chciał nam powiedzieć, czy świadczy usługi dla któregokolwiek z koncernów tytoniowych. W miłej wiadomości poinformował nas jedynie, że przedstawia zawsze własne poglądy, a to, z kim współpracuje, objęte jest tajemnicą adwokacką.

Eksperta trzeba opłacić

Nasz rozmówca z BAT, gdy pytamy go o ekspertów, których opłaca koncern, mówi nam, że koń jaki jest, każdy widzi.

- Myślę, że nie jest nadmiernie brawurową tezą twierdzenie, że na rynku tytoniowym eksperci nie występują gratis. Jeśli więc ktoś jednoznacznie mówi, że trzeba szybko podnieść akcyzę na podgrzewacze tytoniu, to najczęściej jest związany z nami. Z kolei eksperci, którzy przekonują, że byłby to zamach na gospodarkę i tragedia większa niż dziesięć plag egipskich, są związani z PMI – słyszymy.

Philip Morris wybrał inny model działania niż jego największy konkurent. Nie ma tu profesorów, są ludzie ze świata urzędniczego.

Menedżerem ds. podatkowych koncernu jest Adam Siekierski, wieloletni pracownik Ministerstwa Finansów, były wicedyrektor departamentu podatku akcyzowego. Jego szefem był Wojciech Bronicki. Bronicki dziś jest wspólnikiem w kancelarii prawa podatkowego BBGTAX i wielokrotnie publicznie zabierał głos w sprawie akcyzy na wyroby tytoniowe. Zawsze zbieżnie z interesem PMI. Przy czym - trzeba podkreślić - gdy podczas jednego z przemówień na sejmowej komisji aż przewodniczący komisji poseł Andrzej Kosztowniak poprosił Bronickiego o wskazanie, w czyim imieniu ten się wypowiada, niezrażony były urzędnik podkreślił, że we własnym.

Drugim wspólnikiem w BBGTAX jest Edyta Białas-Giejbatow. I ona pracowała przez wiele lat w resorcie finansów, była drugą zastępczynią Wojciecha Bronickiego.

Gdy Bronicki odszedł z ministerstwa, stanowisko dyrektora departamentu podatku akcyzowego objęła Monika Jurkowska. Była w resorcie do 2018 r. Dziś jest partnerem w kancelarii podatkowej KDCP Rutkowski i Wspólnicy. Partner tytularny, Krzysztof Rutkowski, również przychodzi na posiedzenia sejmowych komisji. Na jednym z nich - reprezentował wówczas Okręgowy Związek Plantatorów Tytoniu w Leżajsku - powiedział wprost, że w całej sprawie chodzi o grę interesów pomiędzy dwoma koncernami. I - argumentował Rutkowski - jako że PMI płaci o wiele więcej z tytułu podatku CIT niż BAT, akcyzy na wyroby nowatorskie nie należy podnosić.

- To zabawne, bo wystarczy spojrzeć na działalność dwóch firm i mamy pełen przegląd metod wywierania nacisków na ustawodawcę – mówi nam były menedżer w branży tytoniowej, już na emeryturze. Jego zdaniem oba sposoby działania, choć diametralnie różne, mogą być skuteczne. BAT stawia bowiem na "głos ekspercki w twoim domu”.

Ale i sposób działania PMI, który ściąga do siebie – bezpośrednio lub pośrednio – byłych urzędników, również jest skuteczny.

- Każdy urzędnik wysokiego szczebla w pewnym momencie myśli o tym, co będzie robił po odejściu z urzędu. Świadomość, że jeśli się nie podpadnie dużej firmie, to zaliczy się miękkie lądowanie, może obezwładniać w podejmowaniu decyzji – wyjaśnia ekspert, zaznaczając, że mówi o modelu działania, a nie konkretnych osobach. I dodaje, że nie bez znaczenia jest również fakt, iż znajomości po wyjściu z urzędu często pozostają. A niekiedy sam fakt możliwości zadzwonienia do koleżanki lub kolegi, którzy pozostali w resorcie, jest wart wiele.

patryk.slowik@grupawp.pl

szymon.jadczak@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Komentarze (448)