Po co wypowiadać wojnę Ameryce? Nigdy tego nie zrozumiem. Bo pozbawienie licencji profesjonalnej, masowo oglądanej przez ludzi telewizji tylko dlatego, że jest amerykańska, to użycie w relacjach z Waszyngtonem bomby atomowej. By takie rozwiązanie w ogóle rozważać, trzeba być ignorantem albo działać w wyjątkowo złej wierze.

Cały sens systemu amerykańskiej państwowości i amerykańskiego sukcesu wyrasta z wolności inwestowania i wolności słowa. Ta pierwsza wynika wprost z konstytucji Stanów Zjednoczonych, druga – z najważniejszej do niej poprawki, która weszła w życie równo 230 lat temu. Właśnie dlatego żaden Amerykanin, z głową państwa na czele, nigdy nie zaakceptuje deptania tych dwóch wartości. Nawet jeśli polski legislator, uchwalając chyłkiem, po nocy, jakąś epizodyczną ustawę, przypomni, że ograniczenia dla inwestycji zagranicznych w porządkach prawnych wielu krajów istnieją.

Co na to odpowie Biały Dom? Pewnie nie zaprzeczy, ale też przypomni, że w czasach, kiedy umawialiśmy się na sojusz, w polskim prawie ich nie było. Uchwalenia dziś takiego celowo antyamerykańskiego prawa nie da się zrozumieć inaczej niż jako polityczną represję i atak na wspólne wartości. A co gorsza – zamach na wspólne interesy. Dlatego wypada podpowiedzieć naszej władzy, by się trzy razy zastanowiła, zanim ktoś w jej imieniu złoży w Sejmie nieprzemyślaną propozycję.

Skutki uchwalenia takiego prawa z perspektywy polskich interesów strategicznych muszą być opłakane, a przez wolny świat zrozumiane jednoznacznie – polski dryf na Wschód przyspiesza. Bo to właśnie na Wschodzie nie rozumieją i nigdy nie rozumieli podstawowej prawdy o czwartej władzy.

Wolne media nie są od obcałowywania paluchów tego czy innego przywódcy, ale od swobodnej krytyki jego poczynań. Rzeczowej, racjonalnej i poważnej. Ale nawet gdyby była nierzeczowa, nieracjonalna i niepoważna, konstytucja daje nam do niej niezbywalne prawo, a na władzę nakłada obowiązek jego poszanowania. Sprawa odnowienia koncesji dla kanałów TVN jest w samym centrum wszystkich tych problemów i dla zwolenników polskiej demokracji nie ma innego wyboru niż obrona zagrożonej stacji. To już nie tylko obrona naszej chybotliwej wolności słowa, ale także polskiej racji stanu.