Prezes Porozumienia, wicepremier, minister rozwoju, pracy i technologii Jarosław GowinFoto: Wojciech Olkuśnik / PAP
Jarosław Gowin ma stracić stanowisko wicepremiera. Prezes Kaczyński stawia sprawę jasno: albo poprze „lex TVN”, albo pożegna się z teką wiceszefa rządu.
Prawo i Sprawiedliwość chce, żeby Jarosław Gowin poparł pomysł Marka Suskiego na zmiany w prawie medialnym. Bez Gowina PiS nie ma większości i może przegrać sprawę w Sejmie. Jeśli Porozumienie nie poprze „lex TVN”, PiS zwolni Gwoina. Na razie chodzi tylko o utratę stanowiska wicepremiera. Nasze źródła w Zjednoczonej Prawicy mówią, że to strzał ostrzegawczy. Jarosław Gowin nadal zachowałby tekę ministra, a Porozumienie pozostałoby częścią rządu, ale bez fotela wiceszefa. Takie groźby pod adresem Gowina pojawiły się już wcześniej, w czasie negocjacji dotyczących Rzecznika Praw Obywatelskich.
To nie jedyne źródło napięć między koalicjantami. Rośnie także napięcie związane z przyjęciem Polskiego Ładu. Jarosław Gowin nadal nie chce poprzeć rozwiązań podatkowych premiera, a PiS znalazło inną większość dla swoich pomysłów. To może skończyć się rozpadem koalicji.
Rozmowy między premierem Morawieckim a wicepremierem Gowinem na razie nie doprowadziły do kompromisu i raczej nie doprowadzą, chociaż panowie są umówieni na kolejne spotkania w przyszłym tygodniu. Warunki Gowina są niezmienne - po pierwsze ulga dla klasy średniej, po drugie sprawa oskładkowania umów cywilnoprawnych, po trzecie możliwość dalszego odliczania składki zdrowotnej.
- Jest to faktyczny wzrost podatku, opłat dla prowadzących działalność gospodarczą i jest to główny punkt sporu między nami - mówiła w Polsat News Magdalena Sroka, wiceprezes Porozumienia. Politycy Porozumienia zgodnie zapowiadają, że będą walczyć o to do końca.
PiS uznało jednak, że nie ma co czekać i dogadywać się z koalicjantem - trzeba działać. Stąd spektakularne powroty na łono partii posłów Kołakowskiego, Czartoryskiego i Janowskiej. Z tą trójką, trzema posłami Kukiza i szóstką z partii Razem, PiS ma poparcie dla swoich pomysłów podatkowych.
„Mamy dość Gowina”
To stwierdzenie słyszymy właściwie od wszystkich rozmówców z Prawa i Sprawiedliwości. Irytacja na „gowinowanie” jest już w partii rządzącej powszechna. Większość polityków PiS, z którymi udało nam się porozmawiać, twierdzi, że wypchnięcie Gowina to mniejszy problem niż trwanie w obecnym pacie.
- Bielan został przygotowany jako platforma dla tych, którzy zdecydują się na porzucenie swojego lidera i spełni tę rolę - słyszymy w PiS.
Na razie przyjmuje tych, którzy z PiS odeszli i wracają przez „przedpokój”, czyli przez Partię Republikańską Adama Bielana. Jak słyszymy, jest to jeden z warunków powrotu. PiS nie chce wpaść w pułapkę negocjacji z każdym politykiem osobno w razie wcześniejszych wyborów. Negocjować będzie tylko z Bielanem, który dla prezesa Kaczyńskiego jest gotów na wszystko.
Trwa też kuszenie i straszenie ludzi Porozumienia.
- Bielan musi przeciągnąć kogoś od Gowina. Nie chodzi o głosy, chociaż te też się przydadzą, chodzi o symbol. O pognębienie przeciwnika - mówią nasi rozmówcy.
- Podobno mamy dwa tygodnie - mówią politycy związani z Jarosławem Gowinem, ale od razu dodają, że taki spin nakręcają ludzie Bielana, więc właściwie nie wiadomo, ile czasu koalicji jeszcze zostało. Na sejmowych korytarzach słychać raczej, że Zjednoczona Prawica doczeka razem do jesieni i wtedy zapadną ostateczne decyzje. Dlaczego to potrzebne? Polski Ład to nie wszystko, rząd spodziewa się czwartej, wcale nie mniejszej niż trzecia, fali pandemii. Wtedy każdy głos w Sejmie może być wyjątkowo cenny.
Bez Jarosława Gowina i jego ośmiu posłów Zjednoczona Prawica będzie miała 223 głosy, plus 3 Kukiza, co daje 227. Dwóch posłów niezrzeszonych (Mejza i Ajchler) to razem 228, przy 100 proc. frekwencji. To oznacza, że PiS potrzebuje przynajmniej trzech-czterech osób, aby mieć gwarancję, że udało się uciułać w miarę stabilną większość.
- Z ludzi Gowina (tych w klubie PiS - przyp. red.) może jeszcze ze dwóch jest do przeciągnięcia. Z resztą będzie trudno - mówią nam politycy PiS.
Negocjacje z pojedynczymi posłami niosą za sobą bardzo wiele problemów politycznych i mogą sprawić, że zjednoczone frakcje urosną w siłę.
Dotyczy to przede wszystkim posłów, którzy założyli sejmowy zespół ds. sanitaryzmu. Prezes Kaczyński miał zabronić swoim posłom wejścia do tego zespołu. Z klubu PiS do zespołu należy dwóch posłów Solidarnej Polski, posłanka Janowska, która na chwilę z klubu wyszła, ale wróciła, poseł Girzyński, który wyszedł i nie wrócił oraz troje posłów, o których od dawna mówi się, że chcieliby zasilić szeregi Solidarnej Polski (posłanka Anna Siarkowska, poseł Szymon Zawiślak i posłanka Agnieszka Górska). Ziobro może więc liczyć na około dwudziestu posłów.
- Do tej pory Zbyszek (Ziobro - przyp. red.) stosował taktykę reglamentowanego oporu - śmieją się nasi rozmówcy z PiS. - Głosował przeciwko tylko wtedy, kiedy miał pewność, że projekt PiS i tak przejdzie. Zaznaczał sprzeciw, ale nie wywracał stolika - twierdzą.
To jednak nie do końca prawda. To między innymi głosy posłów Solidarnej Polski zniweczyły plan wprowadzenia „Piątki dla zwierząt”, która była projektem promowanym przez samego Kaczyńskiego. Ale faktycznie, w większości przypadków Ziobro stara się ustawiać tak, żeby jego sprzeciw był bardziej symboliczny niż faktyczny.
- Teraz to się może zmienić - mówią się nasi rozmówcy z PiS. - Sami więcej w Sejmie nie zbierzemy. Zastąpienie Gowina i tak wymagało bardzo wielu starań, zastąpienie dwudziestu posłów Solidarnej byłoby właściwie niemożliwe.