Rząd przyjął postawę wyczekującą po zeszłotygodniowej wymianie ciosów między TSUE a polskim Trybunałem Konstytucyjnym.

– Nie będzie żadnych ruchów na razie, czekamy na to, co zrobi Komisja Europejska i jaki wyrok zapadnie w TK 3 sierpnia (chodzi o relacje między konstytucją a prawem unijnym). Scenariusz bazowy jest taki, że trzeba dalej tłumaczyć nasz punkt widzenia i powstrzymywać UE przed podobnymi działaniami, jednocześnie nie dając się wypchnąć na unijny margines – wskazuje rozmówca DGP z otoczenia premiera Mateusza Morawieckiego. W obozie Zjednoczonej Prawicy słychać też głosy, że można przygotować szybkie zmiany legislacyjne w ramach „ucieczki do przodu” w odpowiedzi na orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, które nakazuje zawiesić działalność Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Jednak takie prace jeszcze się nie toczą.
Oficjalnie rzecznik rządu Piotr Müller oświadczył, że rząd podziela stanowisko I Prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Manowskiej, która kierując się wyrokiem polskiego Trybunału Konstytucyjnego (uznał, że wymiar sprawiedliwości nie podlega kompetencji TSUE), przywróciła działanie Izby Dyscyplinarnej, co oznacza wprost niepodporządkowanie się orzeczeniu TSUE.
Rząd liczy się z tym, że kolejny ruch będzie należał do KE, która po odmowie wykonania wyroku TSUE może wszcząć kolejną procedurę naruszeniową.
– Widać radykalizację w Komisji po tym, jak procedurą naruszeniową objęto Polskę za brak dostatecznych wyjaśnień w sprawie „stref wolnych od LGBT”. Była korespondencja w tej sprawie, a jednak uznano to za naruszenie zasad lojalnej współpracy – podkreśla nasz rozmówca.
Także ci zbliżeni do Komisji Europejskiej oceniają, że wszczęcie procedury naruszeniowej przeciwko Polsce jest bardzo prawdopodobne. – Trudno o bardziej dobitne stanowisko niż to wyrażone w oświadczeniu KE, zgodnie z którym „Komisja nie zawaha się skorzystać z uprawnień przysługujących jej na mocy Traktatów, aby zapewnić jednolite stosowanie i integralność prawa Unii” – przypomina jeden z nich.
Procedura naruszeniowa w sprawie odmowy wykonania orzeczenia TSUE jest szybsza niż zwykła procedura o uchybienie obowiązkom państwa członkowskiego. Może trwać około trzech miesięcy. Komisja wysyła pytanie, czy wyrok jest wykonywany, jeśli nie, prosi o wyjaśnienia. Jeśli nie jest z nich zadowolona, może wystąpić do TSUE o karę. Pod znakiem zapytania stoi ewentualna jej wysokość. Na mocy unijnych traktatów KE ma dwa wyjścia: może wskazać kwotę ryczałtową lub stawkę dzienną.
Ewentualne orzeczenie byłoby precedensowe, ponieważ dotychczasowe kary dotyczyły przede wszystkim naruszeń prawa środowiskowego, a nie kwestii związanych z wymiarem sprawiedliwości. Rzecznik rządu sugerował w piątek, że takie działania Komisji nie miałyby podstaw prawnych. – Wyrok TSUE jest niezgodny z przepisami wynikającymi z polskiej konstytucji. Kwestia wymiaru sprawiedliwości regulowana jest przez państwa członkowskie. Oczekujemy, że KE nie podejmie żadnych działań niezgodnych z traktatami, a jeśli byłyby podjęte, byłyby nielegalne – podkreślał Piotr Müller.
Pytanie też, czy Komisja nie zastosuje wobec Polski miękkich środków nacisku, np. polegających na opóźnianiu akceptacji naszego Krajowego Planu Odbudowy (KPO). Oficjalne stanowisko rządu w sprawie KPO, na podstawie którego będą rozdysponowane 24 mld euro grantów z Funduszu Odbudowy, jest takie, że praktycznie wszystko jest wynegocjowane z Komisją i decyzja powinna zapaść w najbliższych dniach.
Jeśli akcept Komisji szybko nie nastąpi, brukselska administracja w sierpniu rozjedzie się na wakacje, co oznaczałoby, że pieniądze z KPO popłyną z opóźnieniem (tym bardziej że po zamknięciu procedury po stronie Brukseli rząd Polski daje sobie trzy miesiące na uruchomienie pierwszych programów). – Niestety w obecnej sytuacji akceptu Komisji dla KPO szybko bym się nie spodziewał. Unijnym oficjelom zależy na tym, by Polska była zastępczym problemem, dzięki czemu nie będzie niewygodnych pytań do szefowej KE o skutki COVID-19, brexitu czy nawracającego problemu migracji – ocenia nasz rozmówca z kręgów rządowych.
W piątek rzeczniczka KE Dana Spinant poinformowała, że analiza polskiego KPO (złożonego 3 maja) wciąż trwa. Stwierdziła też, że to strona polska „zwróciła się o przedłużenie terminu oceny do początku sierpnia”.
Jeśli chodzi o procedurę naruszeniową dotyczącą „stref wolnych od LGBT”, to rząd uważa, że w tej sprawie nie powinno się skończyć na dużych kłopotach dla Polski. – Po pierwsze to uchwały samorządów, które nie mają mocy prawnej. Po drugie sądy już podważyły część z nich – podkreśla nasz rozmówca. Kwestie praworządności rząd identyfikuje długofalowo jako znacznie większe zagrożenie dla relacji z Unią.