Wyobrażam sobie, że rząd zrobi krok w tył w sprawie wymiaru sprawiedliwości, zaostrzaniu sporu nie sprzyja koniunktura międzynarodowa. Jednocześnie na arenie wewnętrznej dość łatwo byłoby wytłumaczyć ten krok - mówi dr hab. Rafał Chwedoruk, politolog, prof. Uniwersytetu Warszawskiego, Wydział Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych.

Zbiegnięcie się sporu o wymiar sądownictwa w Polsce, który ponownie zaostrzył się po wyroku TSUE nakazującym wstrzymanie działalności Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, z procesem akceptacji dla Krajowego Planu Odbudowy pokazało realną siłę Brukseli. To ona decyduje o tym, kiedy do Polski popłyną pieniądze na odbudowę gospodarki. Rząd ustąpi?
PiS nie odrobiło lekcji Viktora Orbána, który zanim zaczął prowadzić asertywną politykę europejską, zabezpieczył sobie relacje z wielkimi graczami – Pekinem i Moskwą. Nie da się powiedzieć, że polska prawica poszła tą drogą. W efekcie jej możliwości oddziaływania w przestrzeni międzynarodowej skurczyły się po zmianach w USA. Jestem w stanie wyobrazić sobie, że rząd zrobi zasadniczy krok w tył, który będzie legitymizowany dla uspokojenia najtwardszego elektoratu stwierdzeniem: musimy tak zrobić, ponieważ trzeba ratować gospodarkę w dobie COVID-19. To argument, który rozbraja wszystkie inne. W tej sytuacji ujawniają się zalety powierzenia stanowiska premiera Mateuszowi Morawieckiemu. Był człowiekiem z trochę innego świata, a teraz pasuje do roli pragmatycznego polityka, który jako doświadczony bankier racjonalnie kalkuluje możliwości, a nie rusza do ułańskiej szarży. W którymś momencie może zabraknąć koni dla kolejnego szwadronu, zwłaszcza w polityce międzynarodowej.
Rząd nie będzie chciał zaostrzać sporu z Brukselą?
Zmieniła się koniunktura międzynarodowa. Objęcie władzy w USA przez Joego Bidena odbija się niekorzystnie na PiS. Ambiwalentne stosunki z głównym nurtem Unii Europejskiej rząd mógł rekompensować w oczach opinii publiczne idyllicznymi relacjami z USA. To się kończy na naszych oczach. Demokraci wzmacniają pozycję Niemiec w Europie. Jednym z najważniejszych wydarzeń będą wybory parlamentarne w Niemczech na jesieni. To zapewne pokaże nowy układ sił.
Czy ustępstwa na rzecz Brukseli w kwestii wymiaru sprawiedliwości byłyby do zaakceptowania przez elektorat PiS?
Wyborca wyborcy nierówny. Ci, którzy zawsze głosowali na PiS, którzy są trwałym segmentem elektoratu, nie wystarczą do zwycięstwa, choć jednocześnie oni zapewne chętniej widzieliby bardziej asertywną politykę wobec Unii, co nie znaczy, że skutkującą rozstaniem. Ustępstwo jest pewnym ryzykiem z punktu widzenia odbioru takiego kroku przez tę grupę, ale to jest elektorat, który może wiele wybaczyć. Na przykład taktyczne porozumienie z Lewicą w sprawie Krajowego Planu Odbudowy przeszło bez echa.
Ponadto PiS w obecnej sytuacji musi koncentrować się na mobilizacji „trudno mobilizowalnych” wyborców – tych, którzy nie są szczególnie zainteresowani ideologiczną agendą PiS, a bardziej praktycznymi rezultatami rządzenia. Większość z nich nie interesuje się zapewne sporami prawnymi związanymi z wyrokami TSUE i polskiego Trybunału Konstytucyjnego, natomiast może być zainteresowana bezpieczeństwem członkostwa Polski w UE. I nie chodzi tu nawet o obawę przed mitycznym polexitem, ale przed osłabieniem benefitów płynących z członkostwa. Po drugie, wyborcy mniej identyfikujący się z PiS mogą patrzeć na kwestie sądownictwa przez praktyczne skutki reform tego sektora, a te niekoniecznie mogą napawać ich optymizmem.
Jakie znaczenie ma obecny kryzys w relacjach z UE dla dynamiki wewnątrz Zjednoczonej Prawicy?
Z całą pewnością ta sytuacja nie wzmacnia pozycji Zbigniewa Ziobry. On nie jest już tak silny, jak był, kiedy Solidarna Polska wracała do PiS po starcie w wyborach do Parlamentu Europejskiego, mimo że nieudanym. Jego ówczesny wynik – dostał niecałe 4 proc. – miał znaczenie dla PiS w kontekście wyborów do Sejmu. Partia Jarosława Kaczyńskiego oczywiście nie może się posunąć do wypychania Ziobry, bo to by oznaczało rząd na stałe mniejszościowy, który w zasadzie nic nie mógłby robić poza trwaniem i bieżącym administrowaniem, ale może osłabiać wpływy samego Ziobry i przekonywać jego zaplecze, że drogą do zapewnienia sobie reelekcji jest ugodowa polityka wobec PiS.
Zbigniew Ziobro nie ma szans na samodzielne przetrwanie na scenie politycznej. Może szykować się do jednego – dramatycznej walki o przeżycie. W tej chwili atuty Ziobry w większym stopniu wynikają z bieżących kłopotów PiS niż z tego, że wzmocnił swoją pozycję przez ostatnie kilka lat.
Jak odnajduje się w tej sytuacji Jarosław Gowin?
Znajduje się w jeszcze większej społecznej próżni niż Zbigniew Ziobro. Okazało się, że dla formacji liberalnej ekonomicznie, konserwatywnej kulturowo, proeuropejskiej i jednocześnie nieodległej od biskupów trudno znaleźć miejsce w polskiej polityce. Nie ma takich wyborców w skali makro. Cała kariera tego polityka to tak naprawdę balansowanie między dwoma głównymi biegunami polskiej polityki i straszenie bieżącego partnera perspektywą przejścia na drugą stronę.
Dla Jarosława Gowina temat sporu o praworządność z Unią jest względnie wygodny. Może próbować różnić się z PiS od strony liberalnej i wzmacniać zainteresowanie sobą właśnie u liberalnej części opinii publicznej. To jest dla niego korzystne, bo elektorat prawicy – co pokazał jego ostatni osobisty wynik wyborczy – w szerszej skali go nie zaakceptował. Może zatem próbować pokazywać Jarosławowi Kaczyńskiemu, że jest płaszczyzna, na której może rozmawiać z drugą stroną barykady, że znajduje się na poły w sytuacji zewnętrznego recenzenta, od którego jednak coś zależy w głosowaniach sejmowych. Z tej perspektywy może sobie pozwolić na więcej niż Zbigniew Ziobro, choć jednocześnie to wcale nie unieważnia problemów z przetrwaniem jego ugrupowania.