Gigantyczna "przechowalnia" działaczy PiS. Jest tuż pod naszym nosem

24 kwietnia 2024, 05:30
Marek WawrzynowskiDziennikarz Przeglądu Sportowego Onet

Bardzo głośnym echem odbił się nasz wywiad z odchodzącym z polityki europosłem PiS Tomaszem Porębą. Dlaczego tekst w ogóle powstał? Poręba odchodzi też ze sportu. Z klubu, któremu pomógł wejść na szczyt, a dla którego, jak sam uważa, stał się ciężarem. Takiej deklaracji z pewnością nie usłyszymy od całej plejady aparatczyków Prawa i Sprawiedliwości, którzy ulokowali się na ciepłych posadach w sporcie i są sowicie opłacani. Pojawiają się pytania. Czasami da się na nie nawet odpowiedzieć. Ale często, jak wówczas, gdy symbol zdegenerowania partii bryluje na meczu reprezentacji Polski, zwyczajnie szkoda słów.

Europoseł zauważa, że jego działalność to nie tylko Stal Mielec, ale i inwestycje w całe Podkarpacie. Pytany konkretnie o Stal, przekonuje:

"Mielec kilkanaście lat temu był smutnym miastem. Trzeba to powiedzieć wprost. Z odrapanym dworcem, bez kolei, zamkniętym, zablokowanym, z czwartą, trzecią ligą. I rozwalającymi się trybunami. Dzisiaj dzięki sportowi, dzięki komunikacji, dzięki emocjom, dzięki meczowi piłkarskiemu, coś bezcennego się dzieje w ludziach. Poczucie dumy rośnie.

Dzieci chodzą w szalikach, można odczuć, że ludzie utożsamiają się z miastem, że jest w nich poczucie dumy i uśmiech. Miasto przestało być smutne. Zaczęło być radosne, a nade wszystko – zaczęło być dumne. I dlatego odchodzę z podniesioną głową, bo zostawiam to miasto właśnie tak ułożone w tym momencie. I odchodzę z polityki też z poczuciem, że wszystko, co obiecałem, udało się zrealizować, bo tego mi nikt nie odmówi. Więc jeśli ktoś mówi mi, że wykorzystałem pozycję, żeby budować Stal oraz miasto, niech powie to tym ludziom... Przyjedźcie do Mielca i zobaczcie, jak te pieniądze zostały wykorzystane".

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Choć sam Poręba miał pobudki, tak sądzę, jak najbardziej szlachetne, to w przypadku wielu osób jest to już co najmniej wątpliwe.

Nagle do głosu zaczęli dochodzić dziwni działacze, których główną zasługą było to, że byli w stanie dostarczyć pieniądze do związków. Tacy jak Radosław Piesiewicz, szef polskiej koszykówki, który został szefem PKOl, ale też Dariusz Olszewski, który dopiero co był specjalistą od atomistyki, a potem był prezesem Polskiego Związku Rugby.

Kolejnymi doskonałymi przykładami są też młodzi pisowscy działacze Marcin Mastalerek i Mariusz Chłopik, którzy przynosili pieniądze do Ekstraklasy i Legii Warszawa. W przeciwieństwie do Poręby byli lub wciąż są za swoją działalność sowicie opłacani.

Tak PiS ociepla wizerunek

Upartyjnienie sportu przez PiS spowodowało bowiem, że warto mieć swojego człowieka w strukturach partii, może dzięki temu coś skapnie. A że sport daje świetne miejsca pracy, gdzie obowiązuje często zasada "maksimum przywilejów — minimum odpowiedzialności", to jest rynkiem atrakcyjnym dla partyjnych aparatczyków. Byli więc już w Związku Piłki Ręcznej (Adam Hofman), byli w hokejowym, no i oczywiście niezniszczalny Ryszard Czarnecki w siatkówce, który zresztą kilkanaście lat temu był we władzach PZPN.

Ale też, jak pisał kilka lat temu tygodnik "Polityka": "PiS zacieśnia związki ze sportem, bo przy Nowogrodzkiej zapanowało przekonanie, że to ociepla wizerunek i może mieć znaczenie podczas wyborów".

Ryszard Czarnecki
Ryszard Czarnecki (Foto: Mariusz Pałczyński / MPAimages.com)

Mówiąc wprost, sport stał się za czasów PiS łupem politycznym, przechowalnią działaczy. Tak jak w gminach i powiatach różni lokalni działacze przechowywani są w różnych zarządach dróg, gospodarki mieszkaniowej i tak dalej. Można to nazwać uwłaszczeniem się na państwie.

Symbol zdegenerowania na meczu reprezentacji Polski

Co do różnych związków, to PZPN poszedł krok dalej, nie tylko umieścił w strukturach ludzi powiązanych z partią matką, ale też prezes nawiązał prywatne stosunki z wieloma wysoko postawionymi ludźmi rządu. O ile obecność ministra sportu czy różnych najważniejszych ludzi w kraju podczas meczu kadry narodowej jest uzasadniona, o tyle trudno zrozumieć, że brylował tam będący symbolem zdegenerowania Łukasz Mejza.

To wszystko w jakimś sensie powrót do PRL, gdzie sport był używany do celów propagandowych. Jest przecież pewnym standardem, że wynik sportowy zawsze legitymizował władzę. Czy to w ZSRR, w NRD, czy w wielu krajach demokracji ludowej.

Tak jak rozumiem powody Tomasza Poręby, tak samo rozumiem, że Orlen zainwestował w świetny projekt, jakim jest Beniaminek Krosno, jestem w stanie też zrozumieć kontrowersyjną inwestycję KGHM w Zagłębie Lubin, bo spółka też sporo działa na rzecz regionu... natomiast wsadzanie polityków do związków, organizacji sportowych czy klubów to zupełnie inna historia.

Prawda jest taka, że sprawa nie dotyczy tylko polityków Prawa i Sprawiedliwości, już teraz widzimy, że mowy minister sportu Sławomir Nitras wykorzystywał sport do agitacji wyborczej... natomiast trzeba powiedzieć, że takiego upartyjnienia sportu, do jakiego doszło za PiS, nie było w Polsce od czasów PRL. Pytanie, co dalej, gdy partia już nie ma wpływu na rzeczywistość?

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Źródło:Przegląd Sportowy Onet
Data utworzenia: 24 kwietnia 2024 05:30
Dziennikarz Przeglądu Sportowego Onet
Dziennikarz Przeglądu Sportowego Onet