nt_logo

Poczet zdrajców polskich. Tomasz Szmydt nie jest pierwszym, którego tak nazwano

Piotr Brzózka

09 maja 2024, 05:54 · 7 minut czytania
Zdrajca, zdrajca, zdrajca. To słowo, jak mantra powtarzane jest w Polsce w kontekście wyczynów sędziego Tomasza Szmydta, który zbiegł na Białoruś, prosząc o opiekę prezydenta Łukaszenkę. Ale nie on pierwszy słyszy ten epitet pod swoim adresem. Przed nim w historii Polski wielu było takich, których oskarżano o pracę na rzecz obcych służb lub przynajmniej zdradę interesu narodowego. Czasem słusznie, czasem nie.


Poczet zdrajców polskich. Tomasz Szmydt nie jest pierwszym, którego tak nazwano

Piotr Brzózka
09 maja 2024, 05:54 • 1 minuta czytania
Zdrajca, zdrajca, zdrajca. To słowo, jak mantra powtarzane jest w Polsce w kontekście wyczynów sędziego Tomasza Szmydta, który zbiegł na Białoruś, prosząc o opiekę prezydenta Łukaszenkę. Ale nie on pierwszy słyszy ten epitet pod swoim adresem. Przed nim w historii Polski wielu było takich, których oskarżano o pracę na rzecz obcych służb lub przynajmniej zdradę interesu narodowego. Czasem słusznie, czasem nie.
Tomasz Szmydt został nazwany zdrajcą. Kogo jeszcze tak nazywano w historii? Fot. Fot. Wojciech Olkusnik/East News

O sprawie Tomasza Szmydta słyszał zapewne każdy, zatem tylko kilka zdań przypomnienia. Sędzia Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie porzucił togę i odnalazł się na Białorusi, szkalując dobre imię Polski. Oficjalnie. Co mówi poza kamerami – jeszcze nie wiadomo. Nie jest też jasne, co mówił wcześniej, ale wiele wskazuje na to, że mógł konferować z obcymi służbami.


Jak pisaliśmy w naTemat, z nieoficjalnych doniesień medialnych wynika, że sędzia od przynajmniej kilku miesięcy był pod obserwacją ABW i kontrwywiadu. W najbliższym czasie mógł być "zdjęty" pod zarzutem szpiegostwa. Zaznaczyć trzeba, że w sądzie Szmydt miał dostęp do dokumentów opatrzonych klauzulą "tajne", w tym także NATO-wskich.

Sędzia Szmydt powszechnie został ochrzczony mianem zdrajcy. Tak nazywają go politycy wszystkich opcji, tak też mówią "zwykli" Polacy. W sondzie naTemat w ten właśnie sposób określiło go 97 procent naszych Czytelników.

Czy Szmydt jest pierwszy? Oczywiście, że nie. Przykłady można mnożyć, zarówno sięgając do historii dawniejszej, jak też nowszej. Niektóre z nich są jaskrawe, inne nie poddają się łatwym interpretacjom. Co więcej, jak zwracają uwagę historycy, politologowie i wojskowi, rozróżniać należy pracę agenturalną na rzecz obcych służb od działań niezgodnych z tzw. interesem narodowym. W dodatku jedno i drugie nierzadko rysuje się mgliście, zależąc od kontekstu historycznego, czy politycznego.

Polacy prowadzeni przez Białorusina. To oni stoją za atakami na rosyjskich opozycjonistów

W ostatnich tygodniach opinię publiczną zelektryzowały informacje dotyczące dwóch Polaków prowadzonych przez Białorusina, którzy zostali zatrzymani pod zarzutem pobicia w Wilnie rosyjskiego opozycjonisty Leonida Wołkowa, współpracownika zmarłego Aleksieja Nawalnego.

Niedługo potem okazało się, że ich wpadka była pokłosiem innej sprawy, w którą zamieszany był obywatel Polski Grzegorz D., ewidentnie realizujący interesy Kremla lub Mińska. Zarzuca mu się napaść na żonę innego rosyjskiego opozycjonisty Maksyma Mironowa w Buenos Aires.

Niemal w tym samym czasie zatrzymany został Paweł K., któremu postawiono zarzuty "zgłoszenia gotowości do działania na rzecz obcego wywiadu przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej". Według służb mężczyzna miał przekazywać rosyjskiemu wywiadowi informacje na temat zabezpieczeń lotniska w Rzeszowie. Śledczy uważają, że działania te mogły być pomocne w przygotowaniach do zamachu na prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego.

Sprawa dezertera Emila Czeczko

W 2022 roku Polska żyła sprawą Emila Czeczko, który zdezerterował z polskiej armii i przedostał się na Białoruś. Tam został "gwiazdą sezonu", opowiadając mediom i służbom niestworzone historie na temat Polski. Niedługo, bo wkrótce znaleziono go powieszonego w jego mińskim mieszkaniu.

Szeregowy Czeczko twierdził między innymi, że brał udział w zorganizowanych mordach na emigrantach z Bliskiego Wschodu, przedostających się z Białorusi do naszego kraju. Oskarżył polskich żołnierzy o zabicie 240 osób, mówił też o leśnych mogiłach, w których miały spocząć ciała ofiar.

W rozmowie z naTemat generał w stanie spoczynku Roman Polko przestrzega jednak przed wyciąganiem zbyt daleko idących wniosków w sprawie Czeczko dotyczących jego rzekomej agenturalnej działalności.

– To był człowiek, który się zagubił, pospolity przestępca, niezbyt rozgarnięty, sfrustrowany, co jedynie rodzi pytania o to, jak działa system badań w wojsku – uważa gen. Polko.

Wojskowy mówi, że na szczęście nie jest w stanie wymienić zbyt wielu przykładów nielojalności polskich żołnierzy, aczkolwiek wspomina:

Miałem kolegów, których zdjęły służby, bo chcieli uciec do Republiki Południowej Afryki i pracować w armii najemnej. Na zatrzymania załapali się też tacy, którzy bardziej z tego żartowali, niż myśleli poważnie. Ale kilku w RPA się znalazło, kilku wylądowało w Legii Cudzoziemskiej.

Pułkownik Ryszard Kukliński. Kiedyś nazwany zdrajcą, potem zrehabilitowany i gloryfikowany

Zdrajca czy bohater? Debata o nieżyjącym już pułkowniku Ryszardzie Kuklińskim w coraz mniejszym stopniu jest skażona tym pytaniem. Historia i opinia publiczna są dziś dla niego bardzo łaskawe, on sam zaś został formalnie zrehabilitowany. Większość Polaków uznaje go za bohatera, który swoją działalnością przyczynił się do zwycięstwa Zachodu nad "imperium zła", czyli rozpadu Związku Radzieckiego.

To fakt. Płk Kukliński, będąc oficerem polskiego wojska (jakiekolwiek by ono nie było), przekazał służbom Stanów Zjednoczonych (które dziś są naszym sojusznikiem, lecz wtedy nie były) 40 tysięcy stron dokumentów. Pamiętać jednak należy, iż działania te nie były wymierzone w Polskę, lecz system narzucony przez ZSRR i zarządzony przez władze podległe zwierzchnictwu Moskwy.

Pułkownik Kukliński to postać kontrowersyjna, jak mickiewiczowski Konrad. Znałem go, był moim szefem w sztabie generalnym. Patrzę na niego jak na człowieka, który działał w dobrej wierze, choć z punktu widzenia czysto wojskowego, fachowego, robił rzeczy nieakceptowalne – mówi nam Stanisław Koziej, generał brygady w stanie spoczynku.

– Wcześniej był oceniany bardzo pozytywnie przez wszystkich, przełożonych i podwładnych. Gdy okazało się, że był szpiegiem służb amerykańskich, środowisko się podzieliło. Jedni nie chcieli w to wierzyć, inni potępiali go w czambuł, jako zdrajcę. I to się ciągnie do dzisiaj. Ja osobiście jednak w poczet zdrajców bym go nie zaliczał – dodaje gen. Koziej.

Paszkiewiecz, Berling, Sienko – przysłużyli się władzy ludowej

Dla historyków niezmiennie kłopotliwa pozostaje ocena poczynań postaci zaangażowanych po stronie komunistów, zarówno w czasach PRL, jak też wcześniej.

– Jest spora grupa osób, które w ostatniej fazie II wojny światowej i na początku okresu powojennego wróciły do Polski z Londynu, a następnie podejmowały działalność w obozie nowej władzy czy w wojsku. Można się zastanawiać choćby nad postacią generała Gustawa Paszkiewicza, który przyjechał z Wielkiej Brytanii, a potem dowodził walkami z żołnierzami wyklętymi – mówi w rozmowie z naTemat znany historyk prof. Andrzej Paczkowski.

– Czy Paszkiewicz był zdrajcą, czy nie był? Czy zdrajcami byli oficerowie z czasów II Rzeczpospolitej, którzy przeszli na służbę ludowego wojska? Generał Zygmunt Berling, na przykład. On uznał, że w ówczesnej sytuacji Polska może istnieć tylko w oparciu o Związek Radziecki. Ale nie ujawnił żadnych tajemnic, więc o zdradzie można mówić tylko w kontekście przejścia do innego obozu politycznego – dywaguje prof. Paczkowski.

Zdaniem profesora bardziej jednoznacznie można oceniać choćby Stefana Sieńko, który działał w Armii Krajowej i organizacji Wolność i Niezawisłość, późnej jednak ujawnił bezpiece wiele cennych informacji, a nawet stał się agentem UB, mającym znaczny udział w rozbiciu WiN w ramach słynnej akcji "Cezary".

Snując rozważania, nie sposób nie zapytać o jedną z najważniejszych postaci tamtych czasów, ocenianą po latach w sposób skrajnie odmienny, w zależności choćby od poglądów politycznych. Wojciech Jaruzelski. Jak interpretować jego poczynania, i w kontekście stanu wojennego, i wcześniejszej historii jego życia?

– On agentem czy szpiegiem chyba nie był, aczkolwiek podejrzewa się go dziś o służbę w Korpusie Bezpieczeństwa Publicznego na początku kariery, gdzie zwalczać miał podziemie antykomunistyczne – komentuje gen. Stanisław Koziej.

Feliks Dzierżyński – zdrajca Polski, czy "tylko" krwawy komunista?

Zagłębiając się w historię Polski nie będziemy sięgać do czasów skrajnie odległych, dlatego o nazwiskach takich, jak Janusz Radziwiłł, Hieronim Radziejowski, Stanisław Szczęsny Potocki, czy Seweryn Rzewuski wspomnimy tylko zdawkowo, spuszczając zasłonę milczenia nad tym, z czego zasłynęli i jak zostali zapamiętani przez potomnych.

Pozostając w XX wieku, opowiemy za to szerzej o postaci Feliksa Dzierżyńskiego. Pochodzący z polsko-litewskiej szlachty komunista, w pierwszych latach dorosłego życia był zaangażowany działalność rodzimej socjaldemokracji oraz walkę z rosyjskim caratem. Później, wędrując po Europie, stopniowo radykalizował się, a z czasem uwierzył w międzynarodową dyktaturę proletariatu, w czym udział miało też poznanie w 1906 roku Włodzimierza Lenina.

Błądząc po zawiłych kartach historii, koniec końców wylądował w Moskwie, po rewolucji październikowej stając się jednym z najbardziej prominentnych działaczy radzieckiej partii komunistycznej.

Zapamiętany został głównie jako twórca i szef Czeka, GPU i OGPU, odpowiedzialnych za sianie terroru i śmierć niezliczonych rzesz faktycznych oraz domniemanych wrogów ZSRR. Nazywany jest katem narodu rosyjskiego, ale też przez wielu Polaków – ze względu na pochodzenie – zdrajcą stulecia.

Historyk Andrzej Paczkowski zauważa jednak: – Dzierżyński był działaczem radykalnej rewolucyjnej lewicy i nie zdradził Polski. Został stąd w więziennej karetce wywieziony przez Rosjan i potem nie wrócił. To są inne rzeczy. Czym innym jest znalezienie się w obozie politycznym, który wykonuje działania antypolskie, a czym innym jest otwarta zdrada.

Kalkstein, Świerczewski, Kaczorowska – to oni wydali "Grota" Roweckiego

Jeszcze inny rozdział trudnej polskiej historii tworzą ludzie, którzy w czasie II wojny światowej pracowali na rzecz III Rzeszy. Przykłady różnego typu współpracy, często incydentalnej, podyktowanej partykularnymi interesami, można mnożyć.

Szerzej warto przypomnieć jedną z takich spraw, dziś nieco przykurzoną. Była to historia aresztowania komendanta głównego Armii Krajowej gen. Stefana "Grota" Roweckiego, który wpadł za sprawą Polaków będących agentami Gestapo.

Siatkę, która przyczyniła się do sukcesu niemieckich służb, zorganizował Ludwik Kalkstein. Był on żołnierzem podziemia i agentem wywiadu AK, zatrzymanym w 1942 roku przez Hitlerowców i zwerbowanym do współpracy z Gestapo. Do grupy wciągnął między innymi szwagra Eugeniusza Świerczewskiego oraz towarzyszkę życia Blankę Kaczorowską.

Z całej trójki zdrajców, AK udało się zemścić tylko na Kaczorowskim, który został powieszony. Kaczorowską oszczędzono, zaś Kalkstein skrył się w... szeregach SS. Mimo niechlubnej przeszłości, po wojnie przez kilka lat spokojnie żył w Szczecinie, gdzie udzielał się literacko.

Kalkstein wpadł w 1953 roku. Po zatrzymaniu przez bezpiekę, został skazany na karę śmierci, którą jednak zamieniono na pobyt w więzieniu. Zza krat stosunkowo szybko wyszedł, najprawdopodobniej nawiązując współpracę ze służbą bezpieczeństwa. Dwukrotnie zmieniał nazwisko, podróżował po Europie, zmarł w Monachium.