Mateusz Morawiecki mówił, że bez pieniędzy z UE "do wyborów uda się dociągnąć"

Jacek Gądek
Premier Mateusz Morawiecki - relacjonują nam rozmówcy z szeregów PiS - powtarzał, że jeśli nie będzie pieniędzy z unijnego Funduszu Odbudowy, to do wyborów i tak uda się bez nich dociągnąć. W szeregach partii rządzącej jest jednak frustracja, że oranie sądownictwa przez Zbigniewa Ziobrę nic nie dało, a koszty są gigantyczne - w tym konflikt z Unią Europejską.
Zobacz wideo Kiedy rekonstrukcja rządu? Marcin Ociepa: To jest pytanie do premiera

Przeczytaj więcej podobnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl

Szef rządu w ostatnich miesiącach przy różnych nieoficjalnych okazjach mówił o tym, co się stanie, jeśli Polska nie dostanie pieniędzy z Funduszu Odbudowy. Polski Krajowy Plan Odbudowy wciąż bowiem czeka na akceptację Komisji Europejskiej - jako jeden, oprócz węgierskiego, z ostatnich. FO dla Polski to 23,9 mld euro bezzwrotnych dotacji i do 34,2 mld pożyczek.

"Jesteśmy na taki wariant gotowi"

Wedle naszych informacji, kilka miesięcy temu, w okolicach uchwalania ustawy o zasobach własnych UE, premier Mateusz Morawiecki rozmawiał m.in. z prezydentem Andrzejem Dudą o Funduszu Odbudowy w czasie prezentacji KPO. I padło pytanie, a co, jeśli Bruksela nie da tych pieniędzy?

Świadek tej wymiany zdań opisuje nam, że wówczas Morawiecki stał na stanowisku, że nie będzie to aż tak wielki problem. - Mówił, że trzeba tego uniknąć, ale może się tak zdarzyć i jesteśmy na taki wariant gotowi - słyszymy. Tłumaczył, że Komisja Europejska i tak przecież musi pożyczyć pieniądze, by potem je dać w formie bezzwrotnych dotacji krajom członkowskim, a w kolejnych latach Unia będzie musiała spłacić te pożyczki ze wspólnych pieniędzy - składek i innych dochodów - najpóźniej do 2058 r.

"Będzie kłopot" i drożej

Mówi jeden ze współpracowników prezesa PiS: - Jeżeli pieniądze będą zamrożone przez Komisję Europejską, to będzie kłopot. Pieniądze i tak będą się musiały znaleźć, choć już w ramach naszej własnej inicjatywy - mówi jeden ze współpracowników prezesa PiS. Słowem: jeśli Unia nie da, to sami będziemy rozdymać budżet i deficyt.

Inny rozmówca z szeregów Zjednoczonej Prawicy opisuje kolejne spotkanie i przekaz Morawieckiego z niego: - Wywód premiera sprowadzał się do tego, że jeśli nie będzie pieniędzy z Funduszu Odbudowy, to byłoby to co prawda trochę droższe, ale sami sobie też poradzimy i bez tych pieniędzy spokojnie dociągniemy nawet do wyborów. Tłumaczył, że sytuacja budżetu jest taka, że można w nim naleźć dodatkowych 50 miliardów zł rocznie - słyszymy.

"Możemy sobie do wyborów poradzić"

Jak relacjonują nasi rozmówcy, zdaniem szefa rządu, o ile 7 lat (na taki czas przyjmowany jest zwykły budżet UE) to zbyt długo, ale dwa lata (do 2023 r.) bez pieniędzy z Funduszu Odbudowy są "do ogarnięcia".

- Będzie to niekomfortowa sytuacja i jej nie chcemy, ale możemy sobie do wyborów poradzić - opisuje.

Polityk PiS: wina Tuska!

A jak tych pieniędzy nie będzie, to jak to będziecie tłumaczyć? - "Donald Tusk ze swoimi kumplami zabrali Polsce pieniądze" - streszcza jednym zdaniem narrację obozu władzy w takim wypadku jeden z polityków PiS. Ale to byłby przecież kłopot polityczny i doskonałe paliwo dla tezy o "Polexicie". - "Wina Tuska!" - dodaje w odpowiedzi.

Cel Nowogrodzkiej jest taki, aby porozumieć się z Brukselą i dostać od Komisji Europejskiej najpierw akceptację dla polskiego Krajowego Planu Odbudowy, a potem pieniądze. PiS pręży jednak muskuły, czego dowodem jest wyrok Trybunału Konstytucyjnego ws. zakresowej niezgodności (czyli interpretowania zapisów Traktatu o UE w konkretny sposób). Istota tego wyroku jest taka, że Unia ma się odczepić od zmian w polskim sądownictwie.

Prezes przejmuje stery

Zakulisowe rozmowy z KE trwają. Rozmówca bliski Nowogrodzkiej: - Teraz to już prezes wziął to w swoje ręce, bo Morawiecki był zbyt miękki wobec Brukseli.

Jakie jest możliwe wyjście? - Milestony (kamienie milowe przy realizowaniu KPO) mają być obudowane praworządnościowymi zapisami. Nikt jednak nie zaakceptuje narzucania nam, jak dokładnie ma wyglądać Sąd Najwyższy. Można za to zapisać, że będzie zreformowane sądownictwo dyscyplinarne.

Znaczy to tyle, że prawdopodobne porozumienie polskiego rządu z Komisją Europejską będzie uzależniać akceptację KPO i wypłaty transz od likwidacji Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Akurat ID PiS chce skasować, bo w powszechnej opinii wybrani do tej Izby ludzie okazali się albo kadrową porażką, albo nie są lojalni.

Frustracja w PiS

W szeregach PiS żywa jest frustracja tym, jak wygląda reformowanie sądownictwa. Zresztą sam premier Mateusz Morawiecki i prezes Jarosław Kaczyński publicznie mówili, że mimo 6 lat reformowania jest co najwyżej równie źle.

Parlamentarzysta PiS: - Cała ta nasza wojna o Sąd Najwyższy i Krajową Radę Sądownictwa jest nic niewarta. Zysków nie ma z tego żadnych, a koszty są gigantyczne. Z punktu widzenia państwa, jak i partii, to mamy z tego tylko wojnę w kraju i z Unią Europejską. Nikt tego do końca nie rozumie, po co to wszystko, oprócz tego, że trzeba się liczyć z Solidarną Polską i Zbigniewem Ziobrą.

Komisja Europejska wciąż nie zaakceptowała polskiego KPO. Płatności z Funduszu Odbudowy są zaplanowane do 2026 roku, a dług zaciągnięty na jego potrzeby na rynkach finansowych powinien być zwrócony przez Unię najpóźniej do 2058 roku. Gwarantem tej stopniowej spłaty, która ma zacząć się po 2027 roku, jest budżet UE. W idealnym scenariuszu miałyby do tego wystarczyć planowane – wspomniane wyżej – nowe źródła dochodów, w tym podatek cyfrowy lub od korporacji międzynarodowych. Ale w gorszym scenariuszu nie można zupełnie wykluczyć, że duża część spłaty będzie odbywać się kosztem składek krajowych do budżetu UE, co w przyszłości mogłoby umniejszyć wspólną kasę Unii.

Więcej o:
Copyright © Agora SA