Rozmowa
Parada karnawałowa w Żywcu (Aleksandra Tokarz / Shutterstock)
Parada karnawałowa w Żywcu (Aleksandra Tokarz / Shutterstock)

Mamy karnawał, czyli czas tańców, hulanek i swawoli. Znajoma zaprosiła mnie na imprezę w stylu lat 80., trafiłam też na kilka ogłoszeń o balach przebierańców dla dzieci, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że kiedyś to się dopiero potrafiono bawić! Nie sądzisz?

Potrafiono, to prawda, zwłaszcza na wsiach, gdzie w tym czasie praktycznie nie było dnia bez zabawy. Przebierano się, jedzono i tańczono. W tradycji kaszubskiej, która jest szczególnie barwna, każdy powinien był zjeść w karnawale chociaż kawałek mięsa, bo jeśli tego nie zrobi, latem dopadną go komary.

W tamtych czasach postów było sporo, więc jeśli ludzie mogli sobie pofolgować, chętnie to robili. We wtorek przed Środą Popielcową wręcz było trzeba zjeść mięso – nawet najbiedniejsi je jadali – a do tego koniecznie dobrze się bawić i dużo tańczyć. Już w XIX wieku nieodłącznym elementem karnawału były bale, a na nich przebieranki historyczne. Goście przebierali się na przykład za bohaterów książek Sienkiewicza, a fotograf robił im zdjęcia.

A kto nie balował, ten jadł?

W dawnym czasie w karnawale w ogóle jedzono dużo i tłusto. Nawet ci najbiedniejsi próbowali zdobyć i zjeść choć kawałek mięsiwa. Smażono przede wszystkim na smalcu, bo masło było zarezerwowane tylko dla dzieci i chorych. Zwykle robiono placki z surowych ziemniaków oraz kaszę z ziemniakami i omastą.

Nie brakowało też słodkości. Na Kaszubach na przykład jedzono karmelki z cukru robione w domach, ciasto drożdżowe, różnego rodzaju biszkopty i pączki. Pączki były zawijane i nadziewane jabłkiem albo marmoladą. Co ciekawe, w wielu domach smażono je na smalcu z dodatkiem sporej ilości mocnego alkoholu. Pieczono też faworki drożdżowe i sernik z dodatkiem kartofli.

Z tego, co mówisz, zapustne menu było raczej skromne: kartofle, kasza, omasta. Skąd zatem przesąd, że choć raz trzeba było zjeść mięso?

Nazwa "karnawał" pochodzi z łaciny. Carnem levāre znaczy "mięso usuwać". Stąd karnawałowe szaleństwo polegało dawniej na wielkiej konsumpcji, i to szczególnie mięsa, które w tamtych czasach było trudno dostępnym specjałem. Symbolicznie żegnano się z nim przed rozpoczynającym się Wielkim Postem.

Na Pomorzu na karnawał mówiono zapusty. Ten czas zimowych balów, maskarad, pochodów i zabaw rozpoczynał się najczęściej w dniu Trzech Króli, a kończył we wtorek przed Środą Popielcową, która zaczyna Wielki Post i oczekiwanie na Wielkanoc.

Najsłynniejszy jest oczywiście karnawał w Wenecji, ale nam, jeśli chodzi o wpływy, najbliższy jest karnawał nadreński. W Niemczech, na przykład w Nadrenii, karnawał zaczyna się w czwartek przed Środą Popielcową od szturmu kobiet na ratusze. Urzędnikom bądź napotkanym panom panie obcinają krawaty, a burmistrzowie wręczają im symboliczne klucze do miasta – na znak przejęcia władzy. Popularne rzucanie konfetti wzięło się z Rzymu, gdzie w tłumie obrzucano się cukierkami.

Kulig w górach (Marek Podmokły / Agencja Wyborcza.pl)

Z kolei w Andaluzji w Trzech Króli cukierki rzucane są w tłum ze świątecznych platform. Wracając do polskiego karnawału – szczególny dzień to ostatki, czyli "śledzik".

W centralnej Polsce mówiono na niego "podkoziołek", na Kaszubach "śledzik". To popularne ostatki, czyli wtorek przed Środą Popielcową, który w tym roku przypada 4 marca. Na Kaszubach na ostatki mówiono "kusy wtorek". Diabeł miał się pojawiać w karczmach w nocy z wtorku na środę i batogiem przeganiać tych, którzy jeszcze tańczyli.

Jadano głównie śledzie. Były one wtedy stosunkowo tanie, więc gospodarze mogli sobie pozwolić na zakup całej beczki tych ryb. Spożywano je potem w czasie postu. W okolicach Kartuz najchętniej jadano śledzia z buraczkami albo jabłkiem.

Co jeszcze?

Oprócz śledzi i placków jadano też duszoną kapustę z dodatkiem grzybów, śliwek i jabłek. Od dziesiątków lat bardzo popularny był ajerkoniak, który wytwarzała każda szanująca się gospodyni. Pijano także domowe nalewki o nazwach "Mama" i "Tata". Na kieliszek wódki kładziono plasterek półgęska, leberki, czyli pasztetowej, albo kawałek kwaśnego ogórka.

Gdy w ostatki wychodziło się z karczmy, trzeba było uważać, bo na pijanych czatował purtk, czyli diabeł. Czyhał on na dusze tych, którzy nie uznawali porządku postu.

Czy podczas karnawału na Kaszubach się przebierano?

Oczywiście! Na Kaszubach chłopi przebierali się w długie białe szaty, a na głowy zakładali korony. Dołączali do nich kolejni, którzy przebierali się za kozaka, sołtysa, muzykanta, żandarma, kominiarza oraz przebrani w skóry zwierząt za woła, tura, wilka, niedźwiedzia, bociana i konia. Cała ta grupa chodziła po okolicy i śpiewała wesołe piosenki. Dostawali za to ciastka obrzędowe zwane szczodrakami. Po drodze zachodzili do karczmy i tam tańczyli, zwykle w nadmiarze, bo to był czas, który wszystkich zobowiązywał do lekkiego szaleństwa.

Przebierańcy chodzili też po okolicznych domach i dawali do zrozumienia gospodarzom, że jeśli nie wykupią się pieniędzmi lub jedzeniem, to krowy nie dadzą im mleka. Ostrzegali też, że jeśli nie dostaną żadnych datków, to im "robactwo pole psuć będzie".

Sopocki karnawał, 1931 rok (muzeumpolski.pl)
Zobacz wideo Jedi z Ursynowa. Uczy walki na miecze świetlne

A jak to wyglądało w innych częściach Polski?

Przebieranie się za zwierzęta było popularne wszędzie. Wiejscy chłopcy zakładali na siebie zwierzęce skóry albo specjalnie uszyte stroje i przebierali się za kozaka, dziada, babę z dzieckiem czy muzykanta. Cała grupa, także z sierotką i kozą, chodziła po wsi i zbierała okup. Jeżeli odwiedzony gospodarz nie wykupił się jedzeniem czy słodyczami, to zabierano go do karczmy i trzymano w niej tak długo, dopóki się nie wykupił trunkiem.

W środę przed tłustym czwartkiem – w tym roku przypada on 27 lutego – niezamężne kobiety przypinały się do sań w miejsce koni i obwoziły po wsi skrzypka. Na koniec zabierały go do dworu, gdzie wszyscy zostawali ugoszczeni. Z dworu jechano do karczmy, gdzie grajka symbolicznie golono.

Dziwny zwyczaj…

Na Kaszubach czas karnawału związany jest ściśle z kalendarzem liturgicznym, w którym okres Bożego Narodzenia trwa do obchodzonego 2 lutego święta Ofiarowania Pańskiego, zwanego Gromniczną. Do tego czasu śpiewa się kolędy, a w niektórych domach stoją jeszcze choinki. Ważny dla Kaszubów jest dzień św. Antoniego, 17 stycznia, kiedy to święci się zwierzęta, a także wodę i chleb, co ma zapobiegać niepowodzeniom. Święto Matki Boskiej Gromnicznej 2 lutego kończy okres Bożego Narodzenia, ale nie karnawał. W lutym na Kaszubach organizowane są zabawy, a na drogi znów wychodzą przebierańcy. Natomiast panny na wydaniu w pięknie zdobionych, haftowanych sukniach wyruszały na poszukiwanie mężów.

Robiono też sobie psikusy, prawda?

Na Kaszubach można było komuś wyjąć bramę z zawiasów albo przestawić wóz na podwórku. Można też było ten wóz rozebrać i położyć jego części na dachu domu czy schować gdzieś w kącie narzędzia. Podobno wyjmowanie bram z zawiasów i przestawianie samochodów praktykuje się na Kaszubach do dzisiaj.

Zapusty były też czasem częstych odwiedzin. Całe rodziny wsiadały w sanie i pod osłoną zmierzchu przejeżdżały przez pola i lasy, by spędzić czas z przyjaciółmi czy krewnymi przy suto zastawionym stole. Wszyscy ubierali się w haftowane stroje ludowe, a eleganckie panny wyruszały jednocześnie na poszukiwanie mężów.

Spotkania rodzinne w czasie karnawału wciąż są bardzo ważne w tradycji kaszubskiej. Zanim wszyscy się zbiorą, je się ciasto. Dopiero gdy goście są w komplecie, gospodarze podają posiłek.

Karnawał sopocki, 1931 rok (muzeumpolski.pl)

O tym nie wiedziałam!

Poza balami maskowymi i objadaniem się popularne były też wielogodzinne kuligi przy dźwiękach muzyki. Całe rodziny wyruszały saniami w podróż od dworu do dworu. Każdy gospodarz musiał gości przyjąć, czasem nawet na kilka dni. Podróżnicy objadali się i objadali gospodarzy, a potem ruszali w dalszą drogę. Z którymś z gospodarzy albo i bez niego. Bywało, że takie kuligi przeciągały się na parę tygodni, dopóki nie stopniały śniegi. Lubowali się w nich zwłaszcza ci, którzy dużo pod pretekstem kuligu objeżdżali sąsiadów, żeby się do woli napić i objeść za darmo.

Ale nie wszyscy mogli sobie na to pozwolić. Większość jadała w swoim domu, ale nie przypadkowe potrawy?

Na Kaszubach południowych we wtorek zapustny wieczorem piekło się wyjątkowe ciasto o nazwie popielnik. Przypominało ono placek składający się z reszty ciasta po pączkach zapustnych, który grzał się w popiele. Duży, kulisty, cienki chleboplacek w Środę Popielcową leżał na kuchennym stole i każdy z domowników odłamywał sobie kawałek. Nikt nie miał odwagi spożyć ostatniego kawałka; środek z włożoną do niego brzozową albo wierzbową witką pozostawał nietknięty.

W tej części Polski bardzo przestrzega się dni postnych, dlatego też we wtorek zapustny, ewentualnie najpóźniej w Środę Popielcową gospodyni dokładnie myje wszelkie garnki, patelnie i rondle, w których pieczono wcześniej mięso. Potem naczynia są ukrywane, a patelnie chowane za kominem. Dawniej umyte naczynia wyrzucano za płot i wydobywano je stamtąd dopiero na Święta Wielkanocne. Skrzętnie chowano także wszystkie zapasy tłuszczu, żeby nie wodziły domowników na pokuszenie. W niektórych miejscach przestrzegano tej tradycji jeszcze w czasach przedwojennych, ale podejrzewam, że wciąż są na Kaszubach domy, w których pielęgnuje się te zwyczaje.

Natomiast, ku mojemu zmartwieniu, do historii przeszedł już barwny sopocki karnawał…

W latach 20. i 30., po powstaniu Wolnego Miasta Gdańska, Sopot, który stanowił jego część, szukał dla siebie nowej formuły. Wymyślono kasyno, a potem władze i ówcześni przedsiębiorcy zaproponowali hucznie obchodzony karnawał. Najważniejsze jego elementy przejęto z Kolonii i Monachium. W Wolnym Mieście Gdańsku istniało zresztą wówczas Towarzystwo Kolończyków, które konsultowało przebieg sopockiego karnawału.

I tak w Sopocie ustawiano na przykład specjalne platformy, na których wystawiano najróżniejsze przedstawienia. Organizowano także pochód przebierańców, bardzo popularny w Kolonii, którego nieodłącznym elementem były buttenreden, czyli przemowy.

Skąd na nazwa?

W gwarze kolońskiej butten to wanienka, wiaderko albo beczka. Przemawiający stawał na takiej wanience i był zobowiązany do krytykowania rzeczywistości. Wanienka zaś symbolizowała miejsce do prania brudów, którego dokonywał właśnie prowadzący platformę. Pierwszy taki karnawał odbył się w 1921 roku w sobotę, a jego patronem była ówczesna sopocka gazeta "Zoppoter Zeitung", wydawana jako organ magistratu i policji. Symbolem sopockiego karnawału była tzw. lalka herbaciana. Jej suknia to było nic innego jak ogrzewacz do czajników z herbatą.

W 1921 roku wyprodukowano nawet plakat z ową laleczką, w dwóch wersjach językowych – po polsku i po niemiecku – w pięciu kolorach i w oszałamiającym nakładzie trzech tysięcy egzemplarzy. Plakat ten rozwieszano w całym województwie pomorskim, bo chodziło o to, by ściągnąć do Sopotu jak najwięcej ludzi.

Sopoccy rybacy podczas karnawału, 1931 rok (muzeumpolski.pl)

Warto było przyjechać?

Zabawy karnawałowe rozpoczynały się zwykle w sobotę oficjalnymi uroczystościami w domu zdrojowym. W niedzielę kolorowa parada z kwiatowymi platformami przechodziła ulicami Sopotu. Było ich około 30, a miejscowi przedsiębiorcy wystawiali na nich swoje towary. Kończyła się pod domem zdrojowym, w którym odbywała się większość imprez, na przykład bale.

W 1925 roku na skutek głosów mieszkańców zaczęto organizować specjalny bal karnawałowy dla dzieci. Jego uczestnicy przebierali się i dostawali nagrody. Bal dla dzieciaków odbywał się przed balem dla dorosłych. Organizowano też pokazy mody, podczas których prezentowały się domy towarowe z Gdańska, ale i z Sopotu. Zabawę kończył wielki bal maskowy w domu zdrojowym, więc wcześniej po mieście chodzili przebrani ludzie. Było barwnie i wesoło. Zabawa kończyła się w środę nad ranem.

Chętnych do zabawy było wielu?

Szczególnie w latach 20. sopocki karnawał cieszył się bardzo dużym powodzeniem. Nie będzie przesadą, gdy powiem, że był ewenementem na skalę Europy. Co prawda krytykowano, że na karnawał wydaje się dużo pieniędzy, a był to czas dwóch kryzysów – po I wojnie i tego z lat 30. Jednak zwolennicy sopockiego karnawału przekonywali, że sopocianie mogli sobie dzięki niemu dorabiać w martwym sezonie. I rzeczywiście sprzedawali różnego rodzaju gadżety karnawałowe, maski, a nawet śpiewniki z pieśniami karnawałowymi.

Od 1934 roku Polacy zaczęli bojkotować karnawał sopocki, a nawet przestali przyjeżdżać do kurortu na wakacje, bo coraz bardziej dawało się odczuć brunatnienie atmosfery. Do organizacji karnawału włączyła się nawet organizacja nazistowska Kraft durch Freude. W 1936 roku motywem przewodnim sopockiego karnawału był film. Całe miasto oklejono plakatami filmów niemieckich z ich gwiazdami. Aktorka Friedel Schuster zostawała królową, a Ivan Petrovich królem karnawału. Wybierano ich w różany poniedziałek.

Sopocki karnawał trwał nieprzerwanie do 1938 roku. Nigdy później nie podjęto próby przywrócenia tej tradycji.

Tomasz Kot. Dziennikarz, fotograf, bibliotekarz, pasjonat historii oraz życia codziennego Sopotu i Trójmiasta. Ukończył historię na Uniwersytecie Gdańskim. Prowadził lokalny miesięcznik "Kuryer Sopocki". Autor publikacji "Kurort w szponach wojny" oraz książek "Spacerownik sopocki" i "Bedeker sopocki".

Angelika Swoboda. Dziennikarka Weekend.Gazeta.pl. Prowadzi też własny talk-show "Domowy kryminał" w telewizji Active Family. Specjalizuje się w niebanalnych rozmowach z fascynującymi ludźmi. Pasjonatka Włoch, włoskiego, kawy i słoni.

Więcej o: