Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Grzegorz Siemionczyk
Grzegorz Siemionczyk
|
aktualizacja

Francuski ekonomista: Polska traci na tym, że nie jest w strefie euro. "Nadszedł czas"

1681
Podziel się:

- Najwyższy czas, aby Polska przystąpiła do strefy euro. Wymaga tego sytuacja geopolityczna i postępująca integracja Europy. Trzymając się własnej waluty, Polska stawia się poza rdzeniem UE, ograniczając swój wpływ na unijną politykę - przekonuje w rozmowie z money.pl francuski ekonomista Nicolas Veron.

Francuski ekonomista: Polska traci na tym, że nie jest w strefie euro. "Nadszedł czas"
Rzeźba przedstawiająca symbol euro we Frankfurcie nad Menem (East News, Krzysztof Kaniewski/REPORTER)

Grzegorz Siemionczyk, money.pl: W Polsce trwa właśnie dyskusja o podatku od nadmiarowych zysków banków. W ostatnich latach, w związku ze wzrostem stóp proc., ten pomysł pojawiał się w wielu krajach. W 2024 r. Międzynarodowy Fundusz Walutowy podawał, że niemal połowa państw UE nałożyła na banki nowe podatki. Co z tych doświadczeń wynika? Taki podatek od "manny z nieba" to dobry pomysł?

Nicolas Veron, badacz w think-tanku Bruegel i Instytucie Petersona: Opodatkowanie banków to złożone zagadnienie. Usługi bankowe nie są obciążone VAT-em, co niektórzy uważają za przywilej podatkowy. Z drugiej strony, nie ma za bardzo pomysłów na to, jak VAT w tym sektorze miałby funkcjonować. Banki są więc obciążone przede wszystkim CIT-em, co prowokuje postulaty wprowadzenia różnych dodatkowych podatków. Najlepiej jednak robić to z poszanowaniem zasad dobrej polityki podatkowej. Jedna z nich mówi, że podatki powinny być przewidywalne. Patrząc z tej perspektywy, doraźne daniny – takie jak podatek od nadzwyczajnych zysków – nie są najlepszym pomysłem.

Zwolennicy tego podatku argumentują, że sektor bankowy prywatyzuje zyski, a uspołecznia straty. Chodzi o to, że w razie kłopotów banki, jako kluczowe dla funkcjonowania gospodarki, mogą zawsze liczyć na pomoc rządu. Za tę polisę ubezpieczeniową powinny płacić.

Ten argument jest już trochę nieaktualny. Unia Europejska zrobiła spore postępy jeśli chodzi o ograniczanie tzw. pokusy nadużycia w sektorze bankowym (pokusy prowadzenia ryzykownej polityki w celu maksymalizacji zysku ze świadomością, że ewentualną stratę weźmie na siebie rząd – przyp. red.). Kilkanaście lat temu, w czasie globalnego kryzysu finansowego, nie tylko wierzyciele, ale nawet akcjonariusze upadających banków, odzyskiwali swoje pieniądze. Dzisiaj to już nie byłoby możliwe. Oczywiście nie jest jeszcze oczywiste, że nawet w razie poważnego kryzysu rządy nie będą musiały znów ruszyć bankom na ratunek. Ale to ryzyko zmalało. Trudno jest bronić tezę, że trzeba dodatkowo opodatkować banki, aby zebrać pieniądze na taką ewentualność.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Jak administracja Trumpa widzi Polskę? "Wiedzą, jaką robotę wykonujemy"

W Polsce banki już teraz są obciążone specjalnym podatkiem od aktywów. Czy swoboda państw UE w sferze podatków nie jest czymś, co utrudnia budowę europejskiej unii bankowej, o której ostatnio znów dużo się mówi? Przykładowo, przedstawiciele polskich banków często skarżą się na to, że podatek od aktywów obniża ich konkurencyjność względem banków z innych państw. Z tego powodu rząd musi chronić pozycję banków na krajowym rynku. Jeśli tak samo jest w innych krajach, to trudno myśleć o daleko posuniętej integracji sektora bankowego.

Polityka podatkowa nie jest kompetencją europejską, więc każdy kraj ma w tym zakresie swobodę. Moim zdaniem nie podkopuje to jednak koncepcji unii bankowej, bo nie chodzi w niej o stworzenie jednolitego europejskiego rynku usług bankowych. To nie jest tak ambitny projekt.

Unia bankowa to przede wszystkim harmonizacja polityki ostrożnościowej w celu ograniczenia ryzyka systemowego w tym sektorze i zwiększenia stabilności banków. Chodzi przede wszystkim o eliminację zbyt silnych związków między bankami a rządami, które były dużym problemem podczas kryzysu w strefie euro. Nawet pełna unia bankowa nie wyeliminowałaby więc wszystkich różnic w warunkach działania banków. Nie dotyczy to tylko podatków, ale też np. polityki ochrony konsumentów, rachunkowości itp. To powiedziawszy, niektóre krajowe podatki mogą zaburzać działanie unii bankowej. Chodzi o takie daniny, których celem jest nakłonienie banków do konkretnych decyzji, np. do finansowania rządu. To bowiem zwiększa ryzyko systemowe.

Tak, w pewnym stopniu, dzieje się w Polsce. Obligacje skarbowe z portfeli banków są zwolnione z podatku od aktywów. Ale Polska nie jest w unii bankowej.

I jako kraj spoza strefy euro nie musi w niej być.

Ale może. Bułgaria, która też nie jest w strefie euro, zdecydowała się na przystąpienie do unii bankowej. Polsce również przyniosłoby to korzyści?

Przede wszystkim korzyści Polsce przyniosłoby przystąpienie do strefy euro. Zdaję sobie sprawę z tego, że dawniej istniały silne argumenty ekonomiczne za opóźnieniem tego kroku. Polska nie była dostatecznie zintegrowana z resztą Europy.

Tego, że Polska do dzisiaj pozostała przy własnej walucie, nie uważam więc za błąd. Ale teraz, choćby ze względu na zacieśnienie integracji europejskiej, ale też sytuację geopolityczną, nadszedł czas, aby Polska należała do rdzenia UE. A tym rdzeniem, przynajmniej jeśli chodzi o politykę gospodarczą, jest strefa euro.

Przyjęcie tej waluty zapewniłoby Polsce większy wpływ na unijną politykę gospodarczą. Moim zdaniem Polska obecnie traci na tym, że nie jest w strefie euro. Nawet w tych krajach UE, w których do niedawna nie było widać żadnej woli przyjęcia euro, np. w Szwecji, mówi się o tym coraz więcej.

A czy samo przystąpienie do unii bankowej, bez przystąpienia do strefy euro, byłoby dla Polski korzystne?

Wydaje mi się, że byłaby to debata zastępcza, odwracająca uwagę od zasadniczych wyzwań, z którymi Polska się mierzy.

Unia bankowa jest projektem mniej więcej gotowym, natomiast w powijakach jest unia rynków kapitałowych. Do ożywienia debaty na ten temat przyczynił się bez wątpienia głośny raport Mario Draghiego o konkurencyjności Europy. Problem w tym, że ta debata toczy się już od kilkunastu lat. Dlaczego integracja rynku kapitałowego jest tak powolna?

Odpowiedź brzmi: z powodu inercji. Przejście od siatki krajowych systemów finansowych do jednolitego europejskiego systemu finansowego wiązałoby się z naruszeniem pozycji wielu instytucji finansowych, stworzyłoby wygranych i przegranych.

Wydaje mi się, że wśród ekonomistów, ale też wśród unijnych urzędników wysokiego szczebla, panuje zgoda co do tego, że jednolity rynek finansowy byłby korzystny nie tylko dla Europy jako całości, ale też dla wszystkich państw członkowskich. Nie byłby jednak korzystny dla każdej instytucji i osoby.

Logika ekonomiczna jednolitego systemu finansowego, niezależnie od tego, czy nazwiemy go unią rynków kapitałowych czy też unią oszczędnościowo-inwestycyjną, jest bardzo przekonująca. Jak jednak wiadomo, Europa robi największe postępy w trakcie kryzysów. Tak było choćby w przypadku unii bankowej. Dobrze by było, gdyby w sprawie unii rynków kapitałowych UE działała szybciej, nie czekając na kryzys.

Decyzja KE, aby zdecydowanie zwiększyć wydatki na zbrojenia, nie jest wystarczającym impulsem, żeby przyspieszyć integrację rynków finansowych? To nie pomogłoby zmobilizować niezbędnych funduszy?

Plan ReArm Europe nie stwarza pilnej potrzeby zacieśnienia integracji finansowej. On będzie polegał głównie na lepszej koordynacji wydatków publicznych państw UE, w pewnym stopniu wspieranych emisjami wspólnych obligacji.

Natomiast unia rynków kapitałowych to projekt, który ma wspierać prywatne inwestycje. I nawet gdyby został wdrożony w kształcie wymarzonym przez jajogłowych, jego efekty były widoczne najwcześniej za pięć, może nawet 10 lat. To nie jest coś, co pomoże UE poradzić sobie z bieżącymi wyzwaniami.

W reakcji na zapowiedź gwałtownego wzrostu wydatków na zbrojenia w UE wyraźnie potaniały obligacje skarbowe większości państw, tzn. wzrosła ich rentowność. To dość zaskakujące, biorąc pod uwagę to, że Europejski Bank Centralny kontynuował obniżanie stóp proc. Czyżby uczestnicy rynku finansowego uznali, że poluzowanie reguł fiskalnych, aby umożliwić wzrost wydatków na obronność, zwiększa ryzyko związane z inwestowaniem w europejskie obligacje?

Nie sądzę. Moim ten wzrost rentowności obligacji skarbowych był wyrazem oczekiwań inwestorów, że europejska gospodarka będzie przyspieszała, że jej potencjał wzrostowy się zwiększył. To z kolei był przede wszystkim efekt zwrotu w polityce fiskalnej Niemiec.

Dla mnie więc przecena obligacji państw jest dobrą wiadomością, wskazującą na większy niż oczekiwano dynamizm gospodarki.

A niezależnie od tego, co sądzą o tym inwestorzy, poluzowanie reguł fiskalnych w UE, aby zrobić w budżetach miejsce na większe wydatki zbrojeniowe i inwestycyjne, nie grozi nadmiernym wzrostem zadłużenia?

Uważam, że Europa powinna inwestować w obronność. Powinna również nadal pomagać Ukrainie, bo to również można rozpatrywać w kategoriach inwestycji w bezpieczeństwo. Inwestycje w zdolności obronne i pomoc Ukrainie są dobrym wykorzystaniem publicznych pieniędzy. Są też korzystne z perspektywy stabilności fiskalnej. Najgorszym scenariuszem dla Europy byłaby wojna wywołana przez Rosję, na którą nie bylibyśmy przygotowani. Lepiej jest więc Rosję odstraszać.

Oczywiście, rzeczywistość jest trochę bardziej skomplikowana. Istotne jest na przykład pytanie, jak te wydatki finansować. Czy musimy inne wydatki ograniczyć, czy nie? Te zawiłości nie zmieniają jednak mojej oceny, że w obecnym otoczeniu nawet większe deficyty są rozsądną strategią fiskalną. Ale dla stabilności finansów publicznych państw UE najlepsze byłoby jak największe uwspólnotowienie wydatków zbrojeniowych. Na razie z 800 mld euro wydatków w ramach ReArm Europe tylko 150 mld euro ma pochodzić z emisji obligacji wspólnotowych, przy czym nie będą to granty, tylko pożyczki. Ale równowaga w tej debacie będzie się przesuwała.

Polsce wielokrotnie zdarzało się już przekraczać unijny limit dla deficytu sektora finansów publicznych, czyli 3 proc. PKB. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa w najbliższych latach także dług publiczny Polski przebije ograniczenie na poziomie 60 proc. PKB. Powinniśmy się tym niepokoić?

Zawsze byłem sceptyczny wobec unijnych zasad fiskalnych. Jak pan pewnie zauważył, nie wspominałem o nich w moich poprzednich wypowiedziach. Mówiłem o stabilności fiskalnej, która jest czymś innym niż przestrzeganie unijnych reguł. Historia tych reguł pokazuje zresztą, że KE nie jest w stanie ich egzekwować. Dysponuje tylko jednym instrumentem – karami finansowymi – ale jak pokazuje historia, nie jest w stanie z niego korzystać.

Dlatego uważam, że Europa potrzebuje nie tyle arbitralnych reguł fiskalnych, ile silniejszej dyscypliny rynkowej. Kraje, które schodzą ze ścieżki stabilnych finansów publicznych, powinny odczuwać presję rynków.

Obecnie ta presja nie jest wystarczająca, częściowo za sprawą zbyt bliskich związków między bankami a rządami. Banki są nakłaniane na różne sposoby, aby inwestowały dużo w obligacje skarbowe. Od kryzysu zadłużeniowego tych związków nie udało się w wystarczającym stopniu rozluźnić.

Nicolas Veron jest francuskim ekonomistą, współzałożycielem brukselskiego think-tanku Bruegel i badaczem Instytutu Petersona ds. Ekonomii Międzynarodowej (PIIE) w Waszyngtonie.

Rozmawiał Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(1681)
TOP WYRÓŻNIONE (tylko zalogowani)
brak b.
5 dni temu
Juz dawno powinnismy miec euro, a nadal mamy smieciowego zlotego.
Selpygor
5 dni temu
Jak Stany się na Europę wypną to obronić się przed Rosją może tylko Zjednoczona Europa ze wspólną armią (szczególnie siły jądrowej- 2- 3 tys. głowic i środków przenoszenia ) , walutą i polityką migracyjną ( kto nie pracuje ten nie je i koniec socjalu dla obiboków ). Husarze na granicy z Rosja ( Jak myśli pis ) nic to nie da. Siły konwencjonalne zostaną zniszczone w 15 minut.
darc
5 dni temu
Tylko zwolennicy putina chcą rozwalać UE. EURO działa jak drugie NATO. Jest dodatkowym zabezpieczeniem Kraju przed ruskimi.
POZOSTAŁE WYRÓŻNIONE
Agrest
5 dni temu
Euro nie da się manipulować i dodrukowywać jak złotówką, więc polskim politykom, szczególnie prawicowym, jest ono nie w smak. No chyba, że leci na ich brudne konta.
kaczkacwaniac...
6 dni temu
oczywiście wtedy polska bankstera z jaszczombem nie mieliby odsetkowego eldorado, koniec lichwy i gnębienia Polski
Polak
5 dni temu
Euro w Polsce to normalne kredyty i koniec rządów,czerwono-czarnych ekonomistów,mamy obecnie przykład -GLAPA,ratlerek tych układów i kredyt 16%,gdzie w normalnej Europie kredyt 4%.
NAJNOWSZE KOMENTARZE (1681)
olek
3 dni temu
Precz z Euro !!!
Cvhcvb
3 dni temu
Do redakcji . Brawa ,a wpuszczenie farmy trolli i nieragowqnie przy jednoczesnym wspieraniu zniszczeniu tej nielicznej niezależności jaka nam pozostała
Ciekawe
4 dni temu
Skąd tu tyle troll lobbujących za euro? Ktoś chce szybkiego upadku Polski?
polish ham
4 dni temu
Niestety, wprowadzenie euro spowoduje większą pprawność w konstruowaniu budżetu i mniejsze możliwości manipulacji dochodami i wydatkami. A przy pokazji OLAF będzie patrzył na ręce. I dlatego euro w naszym kraju zobaczymy nieprędko. A szkoda. Dość już 'jaszczombów' i płaskowyży.
Artur W.
4 dni temu
Mamy złotówkę i niech tak zostanie. Proponuję wejście do strefy euro w 2250 roku. Obecnie nie spełniamy warunków, więc to czcze gadanie.
...
Następna strona