• Rząd Jana Olszewskiego przez rozdrobniony parlament miał niewielkie szanse na stabilne rządy
  • Lech Wałęsa przed przyjęciem uchwały lustracyjnej informował Sejm, że "stracił zaufanie do rządu". Dzień po głosowaniu złożono wniosek o wotum nieufności
  • 4 czerwca 1992 r. do Sejmu trafiła lista 64 nazwisk członków rządu oraz posłów i senatorów, którzy według archiwów MSW współpracowali z bezpieką. Była jeszcze druga, ściśle tajna, jedynie z dwoma nazwiskami
  • Za odwołaniem rządu zagłosowała Konfederacja Polski Niepodległej: partia, która domagała się lustracji. Na liście Macierewicza znalazł się jej lider, Leszek Moczulski. Politycy KPN ujawnili, że w negocjacjach rząd Olszewskiego starał się grać tą kartą
  • Pośpiech, jakim kierowali się przeciwnicy Jana Olszewskiego niewątpliwie przyczynił się do stworzenia wokół okoliczności odwołania jego rządu swoistej legendy
  • Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

W październiku 1991 r. Polacy, po raz pierwszy od czasu odzyskania niepodległości, mogli wziąć udział w pełni demokratycznych wyborach do Sejmu. Nie przyniosły one jednak jednoznacznego rozstrzygnięcia. Zwyciężyła co prawda wywodząca się z "Solidarności" Unia Demokratyczna (UD), ale poparło ją niewiele ponad 12 proc. wyborców. Tuż za nią znalazł się spadkobierca Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, czyli Sojusz Lewicy Demokratycznej (SLD). Ordynacja wyborcza, w której brakowało dobrze znanego dziś 5 proc. progu wyborczego sprawiła, że w budynku przy Wiejskiej zasiedli przedstawiciele aż 29 komitetów. Miejsca w sejmowych ławach nie zabrakło nawet dla przedstawicielki komitetu wyborczego Sojuszu Kobiet Przeciw Trudnościom Życia mimo że głosowało na niego niespełna 2 tys. osób.

Tak mocno rozdrobniony parlament oznaczał jedno — szansa na utworzenie stabilnego rządu, który mógłby bez kłopotów przetrwać czteroletnią kadencję była niewielka. Z każdym dniem upływającej kadencji widmo przedterminowych wyborów było coraz bardziej realne. Problemem było nawet wskazanie polityka, który zdołałby uzyskać większość 231 głosów i utworzyć nowy rząd. Fiaskiem zakończyła się zarówno misja przedstawiciela zwycięskiej UD, czyli Bronisława Geremka jak i podjęta przez prezydenta próba utrzymania na stanowisku szefa rządu dotychczasowego premiera, Jana Krzysztofa Bieleckiego.

Pierwszy rząd IV Rzeczpospolitej

Sukcesem zakończyła się dopiero misja, której podjął się Jan Olszewski. Choć i w tym przypadku nie obyło się bez przeszkód, a nawet złożenia rezygnacji. Ten poseł Porozumienia Centrum (PC), który w czasach PRL jako adwokat bronił działaczy opozycyjnych, stanął na czele rządu, którego poparła szeroka koalicja partii prawicowych. Niebagatelną rolę w misternym tkaniu wielopartyjnej koalicji odegrał ówczesny lider PC Jarosław Kaczyński. Po latach, współpracownicy dzisiejszego prezesa PiS nazwą ten gabinet "pierwszym rządem IV Rzeczpospolitej".

W obliczu radykalnych zmian na arenie międzynarodowej, jaką niewątpliwie był choćby upadek ZSRR, rząd Olszewskiego zadeklarował jednoznaczną chęć integracji z zachodnimi strukturami - NATO oraz Wspólnotami Europejskimi. Innym mocnym akcentem, tym razem w polityce wewnętrznej, był postulat przeprowadzenia dekomunizacji. Już wkrótce twarzą tego projektu stał się piastujący stanowisko ministra spraw wewnętrznych Antoni Macierewicz.

Antoni Macierewicz (z lewej) przed gmachem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (MSW), do którego nie został wpuszczony po odwołaniu rządu premiera Jana Olszewskiego (05.06.1992) Jaroslaw Stachowicz / PAP
Antoni Macierewicz (z lewej) przed gmachem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (MSW), do którego nie został wpuszczony po odwołaniu rządu premiera Jana Olszewskiego (05.06.1992)

Niemal od samego początku rząd Jana Olszewskiego borykał się z problemem, który paraliżował jego działalność. Mimo że za jego powołaniem głosowało 235 posłów, to przez cały okres swego istnienia był on gabinetem mniejszościowym. Negocjacje z potencjalnymi koalicjantami, jak Unia Demokratyczna czy Konfederacja Polski Niepodległej (KPN) przeciągały się w nieskończoność. Za tym pierwszym ugrupowaniem opowiadał się choćby Jarosław Kaczyński, co wkrótce doprowadziło do ostrego sporu między nim, a szefem rządu. Równolegle narastał konflikt z Belwederem, zwłaszcza w tych obszarach, gdzie kompetencje tych ośrodków władzy się przenikały. Ostatecznie to właśnie prezydent Lech Wałęsa przypieczętuje los tego rządu.

Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Cała akcja lustracyjna, która zakończyła się potężną awanturą w Sejmie rozpoczęła się od wniosku, jaki zgłosił poseł Unii Polityki Realnej Janusz Korwin-Mikke. 28 maja 1992 r. zaproponował on projekt uchwały lustracyjnej, która mimo sprzeciwu UD i SLD została przegłosowana. Wystarczyło do tego poparcie zaledwie 186 posłów.

Pragnę złożyć wniosek o uzupełnienie porządku dziennego o przegłosowanie, tzn. przyjęcie projektu uchwały zobowiązującej ministra spraw wewnętrznych do podania pełnej informacji na temat urzędników państwowych od szczebla wojewody wzwyż, a także senatorów, posłów, sędziów i adwokatów będących współpracownikami Służby Bezpieczeństwa w latach 1945-1992. Sądząc z oklasków, nie muszę tego uzasadniać. Atmosfera jaka panuje jest jasna

— argumentował swój wniosek z sejmowej mównicy Korwin-Mikke.

"Jeśli uczynimy z tego walkę polityczną, to będzie to największe zwycięstwo SB"

Uchwała od początku spotkała się z ostrym sprzeciwem wielu parlamentarzystów. Najpoważniejszym zarzutem, jaki wobec niej formułowano była sprzeczność z obowiązującymi ustawami, a nawet konstytucją. Największym mankamentem był natomiast brak możliwości odwołania się od "wyroku", jaki jednoosobowo wydawał szef MSW. Antoni Macierewicz podczas spotkania z prezydentem zapewniał jednak, że decyzja parlamentu zostanie wykonana w taki sposób, że "nikt nie zostanie oskarżony bez przyczyny".

Ta uchwała, z moralnego punktu widzenia i z innych jeszcze perspektyw, jest bardzo potrzebna i rozsądna. Natomiast jeśli uczynimy z tego walkę polityczną, jeśli pozwolimy na posądzanie na nieprawdziwych wiadomościach, jeżeli nie damy szansy obrony, to będzie to największe zwycięstwo Służby Bezpieczeństwa martwej, ale czynnej (...). Ostrzegam pana, proszę o wielkie zastanowienie, by nie popełnić błędu

— przestrzegał szefa MSW Lech Wałęsa.

Już dzień po przyjęciu przez Sejm uchwały o przeprowadzeniu lustracji spełniła się groźba, która nad rządem Jana Olszewskiego wisiała od miesięcy — wniosek o wotum nieufności. Złożył go, głównie w imieniu UD i KLD poseł Unii Jan Rokita. Kilka dni wcześniej, jeszcze zanim parlament przegłosował uchwałę lustracyjną, także Lech Wałęsa przesłał do marszałka Sejmu pismo, w którym podkreślił, że "stracił zaufanie do rządu". Taki obrót wydarzeń oznaczał, że dymisja gabinetu Olszewskiego był tylko kwestią czasu. Akcja lustracyjna jedynie przyspieszyła bieg wydarzeń w Sejmie.

4 czerwca rano do Kancelarii Sejmu z ministerstwa spraw wewnętrznych trafiły oznaczone klauzulą "tajne" szare koperty. Początkowo były one przeznaczone dla marszałków Sejmu i Senatu, wicemarszałków oraz szefów klubów parlamentarnych. Później koperty zawierające pilnie strzeżoną tajemnicę trafiły również do każdego z posłów. W środku znajdowała się lista 64 nazwisk członków rządu oraz posłów i senatorów, którzy według archiwów znajdujących się w MSW współpracowały z bezpieką. Wśród nich, opatrzeni różnymi kategoriami, znaleźli się m.in. Andrzej Olechowski, Krzysztof Skubiszewski, Lech Falandysz, Michał Boni, Włodzimierz Cimoszewicz, Jerzy Jaskiernia, Leszek Moczulski, Jerzy Osiatyński czy Grażyna Staniszewska.

Druga, jeszcze bardziej poufna lista, trafiła do dużo węższego grona osób. Wśród odbiorców znaleźli się jedynie prezydent, premier, marszałkowie obu izb parlamentu, pierwszy prezes Sądu Najwyższego oraz prezes Trybunału Konstytucyjnego. Ta lista zawierała zaledwie dwa nazwiska - prezydenta Lecha Wałęsy oraz marszałka Sejmu Wiesława Chrzanowskiego.

Lech Wałęsa podczas konferencji prasowej w siedzibie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich (03.1992) Cezary Słomiński / PAP
Lech Wałęsa podczas konferencji prasowej w siedzibie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich (03.1992)

"Być może będą pewne elementy szoku, ale takiego szoku ozdrowieńczego"

W Sejmie rozpętała się prawdziwa burza. Nazwiska, które były zawarte w kopertach nie pozostały zbyt długo tajemnicą. A podczas debaty poprzedzającej głosowanie nad odwołaniem rządu o zarejestrowaniu przez SB Lecha Wałęsy z mównicy sejmowej poinformował wszystkich poseł Kazimierz Świtoń.

Być może będą tutaj pewne elementy szoku, ale takiego szoku ozdrowieńczego i koniecznego

— mówił z kolei licznie zgromadzonym tego dnia w Sejmie dziennikarzom lider PC Jarosław Kaczyński.

Jarosław Kaczyński w Sejmie (22.04.1992) PAWEL KOPCZYNSKI / PAP
Jarosław Kaczyński w Sejmie (22.04.1992)

Biegunowo odmienne zdanie w tej sprawie miał natomiast jeden z przywódców Unii Demokratycznej Jacek Kuroń. Uznał on dostarczoną przez Antoniego Macierewicza listę za "stek kłamstw".

Zaczyna się od inwektywy ogólnikowej, którą można przypisać wszystkim, a potem są nazwiska, w które ja po prostu nie wierzę. Są tam ludzie, których znam, z którymi działałem blisko i ja to wiem i mi żaden papierek, z żadnego ministerstwa nie jest potrzebny

— argumentował.

Tego samego dnia wniosek o wotum nieufności dla rządu złożył także prezydent. Lech Wałęsa domagał się odwołania gabinetu Olszewskiego w trybie natychmiastowym. Tuż po złożeniu wniosku Wałęsa przyjechał do Sejmu. Brał on udział w rozmowach z liderami partyjnymi, które były gotowe zagłosować za jego wnioskiem. Fragment tych rozmów pokazali w swoim filmie "Nocna zmiana" Jacek Kurski i Piotr Semka. Po kilkunastu godzinach od pojawienia się kopert z MSW w Sejmie rząd Olszewskiego przestał istnieć. Za jego odwołaniem zagłosowało aż 279 posłów. 5 czerwca Polska miała już nowy gabinet. Na jego czele stanął, po raz pierwszy w III RP, lider Polskiego Stronnictwa Ludowego (PSL) Waldemar Pawlak.

Waldemar Pawlak podczas posiedzenia Sejmu w dniu, w którym obalono rząd premiera Jana Olszewskiego (04.06.1992) Jaroslaw Stachowicz / PAP
Waldemar Pawlak podczas posiedzenia Sejmu w dniu, w którym obalono rząd premiera Jana Olszewskiego (04.06.1992)

Za odwołaniem rządu zagłosowali także przedstawiciele KPN, który wcześniej był jednym z klubów, który najsilniej w Sejmie domagał się lustracji i dekomunizacji. Nie bez wpływu na taką decyzję miała z pewnością obecność na liście lidera tej partii Leszka Moczulskiego. Politycy KPN ujawnili również, że w negocjacjach koalicyjnych rząd Olszewskiego starał się grać tą kartą.

"Ten rząd byłby odwołany. Tylko nie w taki spektakularny sposób"

Spektakularna dymisja rządu Olszewskiego nie oznaczała końca lustracji w Polsce. Od tego momentu temat ten na dobre zagościł w polskim życiu politycznym, a w 1997 r., po latach zmagań, Sejm uchwalił ustawę lustracyjną. Przepisy te, choć wielokrotnie nowelizowane, obowiązują do dziś.

Pokłosiem błędów, jakie znalazły się w przyjętej w maju 1992 r. przez Sejm uchwale, ale też sposobem jej wykonania przez MSW były późniejsze wyroki sądów lustracyjnych oczyszczające m.in. Wiesława Chrzanowskiego, Włodzimierza Cimoszewicza czy Grażynę Staniszewską. Mimo wielu wątpliwości, sąd lustracyjny uznał także za prawdziwe oświadczenie Lecha Wałęsy, który zaprzeczył współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa.

Debata nad przeszłością byłego prezydenta wybuchła na nowo w 2008 r. Wtedy na półki księgarń trafiła wydana przez IPN publikacja Sławomira Cenckieiwcza i Piotra Gontarczyka "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii".

Wśród osób, które znalazły się na tzw. liście Macierewicza były też osoby, które tuż po jej opublikowaniu lub po latach przyznały się do kontaktów ze służbami specjalnymi PRL. Wśród nich byli m.in. Andrzej Olechowski czy Michał Boni. Inni, jak choćby Leszek Moczulski, toczyli przed sądami batalie o oczyszczenie z zarzutu współpracy z SB.

Sejmowe wystąpienie przewodniczącego KPN Leszka Moczulskiego. Obrady prowadzi marszałek Wiesław Chrzanowski (10.07.1992) Cezary Słomiński / PAP
Sejmowe wystąpienie przewodniczącego KPN Leszka Moczulskiego. Obrady prowadzi marszałek Wiesław Chrzanowski (10.07.1992)

Pośpiech, jakim kierowali się przeciwnicy Jana Olszewskiego niewątpliwie przyczynił się do stworzenia wokół okoliczności odwołania jego rządu swoistej legendy, na którą politycy tego środowiska powołują się do dziś.

Rząd byłby odwołany. Tylko nie w taki spektakularny sposób. Nie powstałoby z tego żadne paliwo na przyszłość, bo byłby odwołany nieudolny rząd, który kiepsko rządził. Tymczasem został odwołany rząd, przez agentów, który chciał rozliczyć agenturę

— ocenił w filmie dokumentalnym "Pod prąd" Romuald Szeremietiew, który w tym rządzie był wiceszefem MON.